Szkoła mnie zmęczyła.
Mam moją czerwoną bluzkę. Dzięki babci... Jest piękna, ale kojarzy mi się z cierpieniem.
Dodałam ogłoszenie na gumtree, że chętnie poznam nowe osoby. Poznałam kilka, ale wszystko od razu się rozpadło.
W listopadzie napisałam do Mateusza, że źle się czuję przy nim. Myślałam, że, kiedy na spokojnie mu wyjaśnię, że coś jest nie tak, to on postara się coś z tym zrobić. Odpisywał mi chłodno i chamsko. Chorował, więc nie widzieliśmy się 2 tygodnie i mieliśmy 3 się nie widzieć, ale napisałam, to, co napisałam i zobaczyliśmy się po 2 tygodniach. Jednak nic mi podczas spotkania nie wyjaśnił, nawet nie zamierzał, zachowywał się jak gdyby nigdy nic: jestem chory jeszcze, może pogadamy za tydzień. Po całym spotkaniu napisałam mu smsa, że rozczarował mnie swoim zachowaniem. Spotkaliśmy się wczoraj - piątek, 21 listopada, 2 dni przed naszym 17 miesiącem. Powiedział mi, że od pół roku wiedział, że nie będzie ze mną na zawsze, że fascynacja minęła. Był ze mną, bo jestem wspaniała i miło spędzało mu się ze mną czas. Poczułam się wykorzystana. Wykorzystana perfidnie tylko do macanek, a tak bardzo go lubiłam... Zerwał ze mną. Już się nie znamy. Miałam wtedy na sobie piękną, czerwoną bluzkę...
Chcę kupić perkusję.
sobota, 22 listopada 2014
sobota, 25 października 2014
Od 8 września do 25 października, do dzisiaj.
Wrzesień.
Nie pamiętam dokładnie wszystkiego. Nie pamiętam dokładnie wszystkich uczuć z tego okresu.
W szkole zaczęli cisnąć. Jest bardzo dużo nauki. Nie mam prawie na nic czasu. Wracam ze szkoły i siedzę w książkach, a potem spać. Nawet kiedy nie mam za dużo zadane, to robię wszystko na później wcześniej, żeby potem nie ześwirować. Jest ciężko. Niby fizyka lajt, ale jednak czuję się taka głupia... W ogóle nie umiem jej zrozumieć... Matematyka. Zaczęłam semestr od dwóch 3. Piękny wynik. Aż sama się sobie dziwie. Chemia... Chemia mi idzie równie do dupy co fizyka... Dużo kartkówek, ciężkie sprawdziany... Uczę się, a i tak dostaje marne 2, 3+ góra... bo zapomniałam jednej małej rzeczy. Paranoja..Co do relacji w klasie. Przyzwyczaiłam się do wszystkich. Są inteligentni,więc muszą być dziwni i zbyt szczerzy.
Ogólnie... to nie nawiązałam żadnych nowych przyjaźni. Raczej stoję w miejscu. Pisuję sobie z Tomkiem i Ewelinersem, kiedy jest czas. No i oko, wystarczy mi. Często spotykałam się z Mateuszem, póki miał czas. Cudownie. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz przychodził po mnie po szkole. Ogólnie no to jest wspaniale. Częstsze spotkania i jest bardziej cukierkowo i kochanie. Takie rzeczy to ja lubię, Chyba się bardziej na niego otworzyłam. Jestem bardziej sobą. Chociaż nie wiem, czy jestem sobą. Czuję się jakbym się zgubiła.
Październik.
Szkoła... Gadałam z anglistką. Powiedziałam jej, że raczej nie mam talentu do angielskiego. Staram się, ale się nie udaję... Jakoś chyba to zaakceptowała. Już mnie tak nie jedzie.. Jedno zmartwienie mniej. pierwsza jedynka z fizyki. Trudno... Nie daję rady w tej szkole... Nie mam siły.
W domu sytuacja się polepszyła. Rodzice już się tak nie kłócą. Za to mama nie rozmawia z Krzyśkiem, a właściwie on z nią. Natomiast sytuacja pieniężna się pogorszyła... Mama żałuje mi już nawet na lizaka za 80 groszy. 80 groszy... Jest ciężko. Rodzice ciągle liczą pieniądze. Były wielkie wydatki na książki, bilety i moje 200 złoty na zakupy... Porażka. Płakać mi się chce, kiedy sobie pomyślę, jak jest cieżko o pieniądze i płacze czasem po cichu. Ostatnio chciałam kupić sobie farbkę do włosów za 8 złoty. Zapytałam najpierw mamę, pozwoliła. Miałam trochę czasu, więc pochodziłam sobie po sklepach. Widziałam taką piękną, czerwoną bluzkę. Bluzka, kurteczka, spodnie - cudowny zestaw. Mogłam o nim tylko pomarzyć. Kolejne niespełnione marzenie. W takim czymś na pewno wyglądałabym jak normalna dziewczyna... W wakacje widziałam piękną sukienkę. Nigdy w nich nie chodziłam, bo rzadko znajdywałam na siebie dobre kroje i wyglądałam jak stara maleńka, ale w końcu znalazłam jedną. Zielono-żółta, w liście, przylegająca do ciała z wyższym dekoltem... Nie kupiłam jej, bo stwierdziłam, że to za dużo za zwykłą sukienkę. Teraz śni mi się po nocach... Poszłabym na jakieś zakupy. Marzy mi ta kraciasta koszula...skórzana bluzeczka. Tak bardzo chcę wyglądać jak te ładne dziewczyny z mojej szkoły.. Tak gustownie ubrane, modne, dziewczęce. A ja taka nijaka... pokraka. Nie ma na to pieniędzy, nie ma na nic pieniędzy. Teraz dostali trochę grosza, więc wreszcie po prawie pół roku pójdę chyba kupić jakieś okulary. Jezu... niecierpię tego wszystkiego...
Byłam na koncercie z Mateuszem. Było super. Z nim też jest super. Ostatnio wyznał mi, że czegoś nie lubi, co ja bardzo chyba mogę lubić i jakoś tak zrobiło mi się koszmarnie przykro...Mógł mi to wcześniej powiedzieć, nie czekałabym wtedy na to tak ciągle. W ogóle mógł pomyśleć o jakimś kompromisie, ale nie... Nie i koniec. A ja dla niego robię rzeczy, których nie lubię, albo są trudne... No to skoro ja mogę, to czy on też nie może? Słabo... bardzo słabo... Nie będę go zmuszać do niczego, wiadomo, ale no co... Chyba po prostu dałam mu za dużo swobody. Czuję się nieważna. Po prostu ograniczę swoje poświęcanie się dla niego. Widujemy się co tydzień. Nie widzieliśmy się w tym tygodniu. Miał dwie imprezy jakieś i jeden dzień na naukę, no to odpadł nasz dzień. Jestem tym zdołowana. To co mi ostatnio powiedział plus to, że nie mogliśmy się zobaczyć... Jeszcze gardło mnie boli... Byłam jakoś tak stęskniona bardzo za nim w tym tygodniu, ucieszyłam się na to spotkanie i ciągle cieszyłam się i takie rozczarowanie... Jestem wkurzona. Jakby chciał, to by znalazł czas, sposób spotkania się. Nie widzieć się ponad tydzień... prawie 2 tygodnie, Okropność... To tak jakby znowu był na wakacjach... Lipiec... Koszmarny miesiąc. Potrzebowałam go bardzo w tym tygodniu.,, Nie wytrzymam kolejnego tygodnia. Jak piszemy... Jestem dość oschła. Boli mnie to, że znowu jest tak mało spotkań i jeszcze je tracimy.. a na dodatek on nie myśli o kompromisach. Nie wiem, czy długo tak wytrzymam, czuję się jakbym była, ale nie ma poświęceń dla mnie.
Czasem patrzę w lustro i zastanawiam się, Kim jestem. Nie czuję się, jakbym była w swojej skórze. Widzę kogoś, ale go nie znam. To jakaś dziewczyna. A kim jestem w środku? Zauważyłam, że jestem żałosna.. Staram się tak bardzo mieć przyjaciół, zdobyć towarzystwo, że zaczynam wchodzić ludziom w tyłek... Robię się nachalna, zadaję głupie pytanie, byleby tylko podtrzymać rozmowę. Staram się. A oni mnie zlewają po prostu, albo mają za dziwaczkę, głupio nieśmiałą dziewczynkę z durnym zachowaniem, albooo za wredną, cwaną małpę. Bo zaczęłam być też wredna... Jestem po prostu okropna. Kim ja jestem... Nic do mnie nie dociera... Przy Mateuszu nie wiem kim jestem. Kim ja jestem...
Nie pamiętam dokładnie wszystkiego. Nie pamiętam dokładnie wszystkich uczuć z tego okresu.
W szkole zaczęli cisnąć. Jest bardzo dużo nauki. Nie mam prawie na nic czasu. Wracam ze szkoły i siedzę w książkach, a potem spać. Nawet kiedy nie mam za dużo zadane, to robię wszystko na później wcześniej, żeby potem nie ześwirować. Jest ciężko. Niby fizyka lajt, ale jednak czuję się taka głupia... W ogóle nie umiem jej zrozumieć... Matematyka. Zaczęłam semestr od dwóch 3. Piękny wynik. Aż sama się sobie dziwie. Chemia... Chemia mi idzie równie do dupy co fizyka... Dużo kartkówek, ciężkie sprawdziany... Uczę się, a i tak dostaje marne 2, 3+ góra... bo zapomniałam jednej małej rzeczy. Paranoja..Co do relacji w klasie. Przyzwyczaiłam się do wszystkich. Są inteligentni,więc muszą być dziwni i zbyt szczerzy.
Ogólnie... to nie nawiązałam żadnych nowych przyjaźni. Raczej stoję w miejscu. Pisuję sobie z Tomkiem i Ewelinersem, kiedy jest czas. No i oko, wystarczy mi. Często spotykałam się z Mateuszem, póki miał czas. Cudownie. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz przychodził po mnie po szkole. Ogólnie no to jest wspaniale. Częstsze spotkania i jest bardziej cukierkowo i kochanie. Takie rzeczy to ja lubię, Chyba się bardziej na niego otworzyłam. Jestem bardziej sobą. Chociaż nie wiem, czy jestem sobą. Czuję się jakbym się zgubiła.
Październik.
Szkoła... Gadałam z anglistką. Powiedziałam jej, że raczej nie mam talentu do angielskiego. Staram się, ale się nie udaję... Jakoś chyba to zaakceptowała. Już mnie tak nie jedzie.. Jedno zmartwienie mniej. pierwsza jedynka z fizyki. Trudno... Nie daję rady w tej szkole... Nie mam siły.
W domu sytuacja się polepszyła. Rodzice już się tak nie kłócą. Za to mama nie rozmawia z Krzyśkiem, a właściwie on z nią. Natomiast sytuacja pieniężna się pogorszyła... Mama żałuje mi już nawet na lizaka za 80 groszy. 80 groszy... Jest ciężko. Rodzice ciągle liczą pieniądze. Były wielkie wydatki na książki, bilety i moje 200 złoty na zakupy... Porażka. Płakać mi się chce, kiedy sobie pomyślę, jak jest cieżko o pieniądze i płacze czasem po cichu. Ostatnio chciałam kupić sobie farbkę do włosów za 8 złoty. Zapytałam najpierw mamę, pozwoliła. Miałam trochę czasu, więc pochodziłam sobie po sklepach. Widziałam taką piękną, czerwoną bluzkę. Bluzka, kurteczka, spodnie - cudowny zestaw. Mogłam o nim tylko pomarzyć. Kolejne niespełnione marzenie. W takim czymś na pewno wyglądałabym jak normalna dziewczyna... W wakacje widziałam piękną sukienkę. Nigdy w nich nie chodziłam, bo rzadko znajdywałam na siebie dobre kroje i wyglądałam jak stara maleńka, ale w końcu znalazłam jedną. Zielono-żółta, w liście, przylegająca do ciała z wyższym dekoltem... Nie kupiłam jej, bo stwierdziłam, że to za dużo za zwykłą sukienkę. Teraz śni mi się po nocach... Poszłabym na jakieś zakupy. Marzy mi ta kraciasta koszula...skórzana bluzeczka. Tak bardzo chcę wyglądać jak te ładne dziewczyny z mojej szkoły.. Tak gustownie ubrane, modne, dziewczęce. A ja taka nijaka... pokraka. Nie ma na to pieniędzy, nie ma na nic pieniędzy. Teraz dostali trochę grosza, więc wreszcie po prawie pół roku pójdę chyba kupić jakieś okulary. Jezu... niecierpię tego wszystkiego...
Byłam na koncercie z Mateuszem. Było super. Z nim też jest super. Ostatnio wyznał mi, że czegoś nie lubi, co ja bardzo chyba mogę lubić i jakoś tak zrobiło mi się koszmarnie przykro...Mógł mi to wcześniej powiedzieć, nie czekałabym wtedy na to tak ciągle. W ogóle mógł pomyśleć o jakimś kompromisie, ale nie... Nie i koniec. A ja dla niego robię rzeczy, których nie lubię, albo są trudne... No to skoro ja mogę, to czy on też nie może? Słabo... bardzo słabo... Nie będę go zmuszać do niczego, wiadomo, ale no co... Chyba po prostu dałam mu za dużo swobody. Czuję się nieważna. Po prostu ograniczę swoje poświęcanie się dla niego. Widujemy się co tydzień. Nie widzieliśmy się w tym tygodniu. Miał dwie imprezy jakieś i jeden dzień na naukę, no to odpadł nasz dzień. Jestem tym zdołowana. To co mi ostatnio powiedział plus to, że nie mogliśmy się zobaczyć... Jeszcze gardło mnie boli... Byłam jakoś tak stęskniona bardzo za nim w tym tygodniu, ucieszyłam się na to spotkanie i ciągle cieszyłam się i takie rozczarowanie... Jestem wkurzona. Jakby chciał, to by znalazł czas, sposób spotkania się. Nie widzieć się ponad tydzień... prawie 2 tygodnie, Okropność... To tak jakby znowu był na wakacjach... Lipiec... Koszmarny miesiąc. Potrzebowałam go bardzo w tym tygodniu.,, Nie wytrzymam kolejnego tygodnia. Jak piszemy... Jestem dość oschła. Boli mnie to, że znowu jest tak mało spotkań i jeszcze je tracimy.. a na dodatek on nie myśli o kompromisach. Nie wiem, czy długo tak wytrzymam, czuję się jakbym była, ale nie ma poświęceń dla mnie.
Czasem patrzę w lustro i zastanawiam się, Kim jestem. Nie czuję się, jakbym była w swojej skórze. Widzę kogoś, ale go nie znam. To jakaś dziewczyna. A kim jestem w środku? Zauważyłam, że jestem żałosna.. Staram się tak bardzo mieć przyjaciół, zdobyć towarzystwo, że zaczynam wchodzić ludziom w tyłek... Robię się nachalna, zadaję głupie pytanie, byleby tylko podtrzymać rozmowę. Staram się. A oni mnie zlewają po prostu, albo mają za dziwaczkę, głupio nieśmiałą dziewczynkę z durnym zachowaniem, albooo za wredną, cwaną małpę. Bo zaczęłam być też wredna... Jestem po prostu okropna. Kim ja jestem... Nic do mnie nie dociera... Przy Mateuszu nie wiem kim jestem. Kim ja jestem...
niedziela, 7 września 2014
Od 4 lipca do 7 września, do dzisiaj.
Lipiec.
Nie był to zbyt emocjonujący miesiąc, no może ostatni tydzień był super, bo Mateusz wrócił z 3 tygodniowych wakacji. Najpierw pojechał w odwiedziny do jednej znajomej, a potem z rodziną na wypoczynek do kolejnego kraju. Wcześniej był w kinie z jakąś swoją koleżanką. Mają kinową tradycję, no i tak chodzą do kina od 5 lat. Nawet mnie zapraszał w jej imieniu do kina, bo chciała mnie poznać, ale odmówiłam. W sumie, jak usłyszałam tą propozycję, to mnie zatkało. Myślałam, że niecierpi chodzić do kina, co jasno mówił, a tu nagle taka niespodzianka. Zresztą mnie nigdy nie zaprosił , ani nie proponował, to i ja nigdy go nie zapraszałam. Poczułam się bardzo urażona i mało ważna... To było niesprawiedliwe zachowanie, dlatego wkurzona poszłam sobie sama do kina na film, na który byłam od dawna napalona. Chciałam nawet iść z nim i już to chciałam zaproponować, ale tak marudził, że stwierdziłam, że dam sobie siana, a potem zaprasza mnie do kina z tamta koleżanką... Było mi głupio jak cholera i to uczucie tkwi we mnie do teraz. Myślałam, że jestem zdolna do wybaczania, ale chyba oszukuję samą siebie. Jestem ciągle o to wkurzona na niego. Potrzeba teraz dużo czasu, żeby to we mnie wyciszyło się, bo wszystko tak cholernie pamiętam... To było w cholerę niefair. No, ale na tym się nie skończyło. Dalsza część będzie w sierpniu...
Kiedy tak był na tych wakacjach, myślałam sobie dużo o tej sprawie z kinem. Nie dawała mi spokoju, ale starałam się jakoś być. Poszłam sobie sama na ten film. Spotkałam się wreszcie z Tomkiem. Było naprawdę sympatycznie. Dużo mówił, trochę dużo marudził, ale jest spoko xD W ogóle mamy świetne relacje. Naprawdę jest spoko i cieszę się, że z kimś mogę być tak 100% szczera. On jest moim przyjacielem. Kolejne dni siedziałam na tyłku. Pomagałam coś rodzicom i tyle. Potem wrócił Mateusz i wreszcie się spotkaliśmy. Tęskniłam.
Sierpień.
Spotykałam się z Mateuszem. Na początku jakoś miesiąca wspomniałam o tym jego chodzeniu do kina. Pokłóciliśmy się. Miał moją sytuację za slaby powód do kłótni. Było mi smutno, czy to nie był wystarczający powód? Nie chciałam się kłócić, nie lubię tego, ale jego brak wyrozumienia dla mnie i dawanie uczucia mi, że jestem jakaś desperatką, której się nudzi, bo nie ma przyjaciół, wiec wyżywa się na nim, tylko podniecały moje zdenerwowanie. Byłam zła na niego, że nie próbuje mnie zrozumiec. "To jest głupie" - tylko tyle miał do powiedzenia. Wtedy poczułam, że nie zwariował na moim punkcie. Jakby zwariował, to by mógł trochę się ugiąć, schować dumę i poglądy do kieszeni, a przytulić mnie i powiedzieć, że rozumie powód do mojej złości. A tak, zrobił ofiarę z siebie... Czego ofiarą? Potem wszystko jakoś się wyciszyło, a ja postanowiłam zmienić sie. Byłam za dobra dla niego. Postanowiłam zacząć mieć jakieś granice. Postanowiłam być dla niego taka sama jak on dla mnie. Radził mi, żebym coś ze sobą zrobiła, jak tak mi źle, więc to zrobiłam. W przedostatnim tygodniu zaproponował mi wyjazd do jego rodziny. Zgodziłam się i pojechaliśmy na 3 dni. Było naprawdę sympatycznie. Od razu o powrocie do domu, pojechałam do starszego brata. Jechaliśmy z jego znajomymi do Katowic na jedno show. Było CZADERSKO. Takie coś to ja lubię. W międzyczasie dostałam od jego kolegi mały bukiecik kwiatów. Jeju, jak mi było wtedy miło. Poczułam się taka piękna. To głupie... ale dawno się tak nie czułam. Pamiętam, jak czułam się słaba, bo Mateusz ciągle o tych blondynkach... ale staram już się nie myśleć o tym. Ten bukiet dał mi do myślenia. Jestem młoda, a mężczyzn jest wielu i każdy jest inny. Na koniec miesiąca strasznie pokłóciłam się z Mateuszem. Stwierdził, że wie już, że chodzenie do kina jest dla mnie ważne, więc mnie wziął do kina. Nie chodziło o ważność... Chodziło o to, że chociaż raz mógł mnie wziąć, jak już tak jednak chętnie do niego chodzi z innymi. No, ale. Wkurzyłam się niemiłosiernie na niego. Pisalam mu, że już nie musi mnie brać do kina, że nie chce, ale on teraz sie opamiętał... Prawdopodobnie zbyt ostro zareagowałam, bo wkurzyłam się o to i nie odzywałam się resztę dnia, ale chłopak naprawdę potrafi nieźle zaskoczyć. Ja nie wiem.. Muszę mu pisać na kartce, co jest dla mnie ważne? Nie domyśli się po ciągłym gadaniu np. o kinie i takim "nie mam z kim isc,hmm, chyba pojde sama". Lol XD. No, ale dobra. 3 dni nie pisaliśmy jakoś, a wcześniej kłótnia i pisał wiele słów, bolesnych, które utkwiły mi w pamięci i nie wiem, co myśleć. Było drętwo. Teraz jest dobrze. Całkiem dobrze. Straciłam dla niego głowę, myślałam, że on dla mnie też, ale chyba raczej nie. No i pytanie: po co ja w takim razie jestem z nim? Sama nie wiem... Nic nie wiem. Dlaczego miłość jest taka skomplikowana? Czym właściwie jest miłość?
Wrzesień.
No to początek roku szkolnego. Wyrwałam Mateusza na zakupy i kupiłam cudowne buty *-*, a wczesniej zrobiłam zakupy... jakaś bluzka, etc. - żałuję. Mama ma teraz okropne wydatki na te pieprzone książki, aż mi żal dupę ściska o te zakupy... Jest tak mało kasy...
Kolejne dni w szkole zapowiadają się pracowicie i to cholernie. Boję się, ale póki co mam miłe odczucie w sobie, tak po prostu. Czuję się póki co dobrze. Strasznie nie lubię lekcji angielskiego, są okropne. Ciągły stres, że aż porażka...
Rodzice zaczęli ze sobą rozmawiać. W sierpniu pokłócili się o Krzyśka. Tak bardzo, że nie rozmawiali chyba z 3 tygodnie ze sobą. Było okropnie. Mówiłam o tym Mateuszowi, a on powiedział, że przejmuję się gównianym kinem bardziej niż nimi. Zabolało. Znowu usprawiedliwiał się moimi zwierzeniami. To stworzyło jakąś blokadę przed zwierzaniem się mu. Pewnie jak mu to bym powiedziała, to by powiedział "nie ufasz mi, aha, to po co jestesmy" , no, ale czy on nie widzi, że sam jest sobie temu winien? Jestesmy po to, żeby było wesoło. On lubi wesołe momenty, więc. Rodzice zawsze się kłócą... a on jest dla mnie ważny tak samo. Kino = on, więc, o co chodzi... Nie chcę już myśleć o tamtych złych momentach. On nie stara się domyślać, trudno, taki już jest. Z czasem wyjdzie, co to będzie, co to było. Póki co, ja jakby wszystko buduję w sobie na nowo.
Nie był to zbyt emocjonujący miesiąc, no może ostatni tydzień był super, bo Mateusz wrócił z 3 tygodniowych wakacji. Najpierw pojechał w odwiedziny do jednej znajomej, a potem z rodziną na wypoczynek do kolejnego kraju. Wcześniej był w kinie z jakąś swoją koleżanką. Mają kinową tradycję, no i tak chodzą do kina od 5 lat. Nawet mnie zapraszał w jej imieniu do kina, bo chciała mnie poznać, ale odmówiłam. W sumie, jak usłyszałam tą propozycję, to mnie zatkało. Myślałam, że niecierpi chodzić do kina, co jasno mówił, a tu nagle taka niespodzianka. Zresztą mnie nigdy nie zaprosił , ani nie proponował, to i ja nigdy go nie zapraszałam. Poczułam się bardzo urażona i mało ważna... To było niesprawiedliwe zachowanie, dlatego wkurzona poszłam sobie sama do kina na film, na który byłam od dawna napalona. Chciałam nawet iść z nim i już to chciałam zaproponować, ale tak marudził, że stwierdziłam, że dam sobie siana, a potem zaprasza mnie do kina z tamta koleżanką... Było mi głupio jak cholera i to uczucie tkwi we mnie do teraz. Myślałam, że jestem zdolna do wybaczania, ale chyba oszukuję samą siebie. Jestem ciągle o to wkurzona na niego. Potrzeba teraz dużo czasu, żeby to we mnie wyciszyło się, bo wszystko tak cholernie pamiętam... To było w cholerę niefair. No, ale na tym się nie skończyło. Dalsza część będzie w sierpniu...
Kiedy tak był na tych wakacjach, myślałam sobie dużo o tej sprawie z kinem. Nie dawała mi spokoju, ale starałam się jakoś być. Poszłam sobie sama na ten film. Spotkałam się wreszcie z Tomkiem. Było naprawdę sympatycznie. Dużo mówił, trochę dużo marudził, ale jest spoko xD W ogóle mamy świetne relacje. Naprawdę jest spoko i cieszę się, że z kimś mogę być tak 100% szczera. On jest moim przyjacielem. Kolejne dni siedziałam na tyłku. Pomagałam coś rodzicom i tyle. Potem wrócił Mateusz i wreszcie się spotkaliśmy. Tęskniłam.
Sierpień.
Spotykałam się z Mateuszem. Na początku jakoś miesiąca wspomniałam o tym jego chodzeniu do kina. Pokłóciliśmy się. Miał moją sytuację za slaby powód do kłótni. Było mi smutno, czy to nie był wystarczający powód? Nie chciałam się kłócić, nie lubię tego, ale jego brak wyrozumienia dla mnie i dawanie uczucia mi, że jestem jakaś desperatką, której się nudzi, bo nie ma przyjaciół, wiec wyżywa się na nim, tylko podniecały moje zdenerwowanie. Byłam zła na niego, że nie próbuje mnie zrozumiec. "To jest głupie" - tylko tyle miał do powiedzenia. Wtedy poczułam, że nie zwariował na moim punkcie. Jakby zwariował, to by mógł trochę się ugiąć, schować dumę i poglądy do kieszeni, a przytulić mnie i powiedzieć, że rozumie powód do mojej złości. A tak, zrobił ofiarę z siebie... Czego ofiarą? Potem wszystko jakoś się wyciszyło, a ja postanowiłam zmienić sie. Byłam za dobra dla niego. Postanowiłam zacząć mieć jakieś granice. Postanowiłam być dla niego taka sama jak on dla mnie. Radził mi, żebym coś ze sobą zrobiła, jak tak mi źle, więc to zrobiłam. W przedostatnim tygodniu zaproponował mi wyjazd do jego rodziny. Zgodziłam się i pojechaliśmy na 3 dni. Było naprawdę sympatycznie. Od razu o powrocie do domu, pojechałam do starszego brata. Jechaliśmy z jego znajomymi do Katowic na jedno show. Było CZADERSKO. Takie coś to ja lubię. W międzyczasie dostałam od jego kolegi mały bukiecik kwiatów. Jeju, jak mi było wtedy miło. Poczułam się taka piękna. To głupie... ale dawno się tak nie czułam. Pamiętam, jak czułam się słaba, bo Mateusz ciągle o tych blondynkach... ale staram już się nie myśleć o tym. Ten bukiet dał mi do myślenia. Jestem młoda, a mężczyzn jest wielu i każdy jest inny. Na koniec miesiąca strasznie pokłóciłam się z Mateuszem. Stwierdził, że wie już, że chodzenie do kina jest dla mnie ważne, więc mnie wziął do kina. Nie chodziło o ważność... Chodziło o to, że chociaż raz mógł mnie wziąć, jak już tak jednak chętnie do niego chodzi z innymi. No, ale. Wkurzyłam się niemiłosiernie na niego. Pisalam mu, że już nie musi mnie brać do kina, że nie chce, ale on teraz sie opamiętał... Prawdopodobnie zbyt ostro zareagowałam, bo wkurzyłam się o to i nie odzywałam się resztę dnia, ale chłopak naprawdę potrafi nieźle zaskoczyć. Ja nie wiem.. Muszę mu pisać na kartce, co jest dla mnie ważne? Nie domyśli się po ciągłym gadaniu np. o kinie i takim "nie mam z kim isc,hmm, chyba pojde sama". Lol XD. No, ale dobra. 3 dni nie pisaliśmy jakoś, a wcześniej kłótnia i pisał wiele słów, bolesnych, które utkwiły mi w pamięci i nie wiem, co myśleć. Było drętwo. Teraz jest dobrze. Całkiem dobrze. Straciłam dla niego głowę, myślałam, że on dla mnie też, ale chyba raczej nie. No i pytanie: po co ja w takim razie jestem z nim? Sama nie wiem... Nic nie wiem. Dlaczego miłość jest taka skomplikowana? Czym właściwie jest miłość?
Wrzesień.
No to początek roku szkolnego. Wyrwałam Mateusza na zakupy i kupiłam cudowne buty *-*, a wczesniej zrobiłam zakupy... jakaś bluzka, etc. - żałuję. Mama ma teraz okropne wydatki na te pieprzone książki, aż mi żal dupę ściska o te zakupy... Jest tak mało kasy...
Kolejne dni w szkole zapowiadają się pracowicie i to cholernie. Boję się, ale póki co mam miłe odczucie w sobie, tak po prostu. Czuję się póki co dobrze. Strasznie nie lubię lekcji angielskiego, są okropne. Ciągły stres, że aż porażka...
Rodzice zaczęli ze sobą rozmawiać. W sierpniu pokłócili się o Krzyśka. Tak bardzo, że nie rozmawiali chyba z 3 tygodnie ze sobą. Było okropnie. Mówiłam o tym Mateuszowi, a on powiedział, że przejmuję się gównianym kinem bardziej niż nimi. Zabolało. Znowu usprawiedliwiał się moimi zwierzeniami. To stworzyło jakąś blokadę przed zwierzaniem się mu. Pewnie jak mu to bym powiedziała, to by powiedział "nie ufasz mi, aha, to po co jestesmy" , no, ale czy on nie widzi, że sam jest sobie temu winien? Jestesmy po to, żeby było wesoło. On lubi wesołe momenty, więc. Rodzice zawsze się kłócą... a on jest dla mnie ważny tak samo. Kino = on, więc, o co chodzi... Nie chcę już myśleć o tamtych złych momentach. On nie stara się domyślać, trudno, taki już jest. Z czasem wyjdzie, co to będzie, co to było. Póki co, ja jakby wszystko buduję w sobie na nowo.
czwartek, 3 lipca 2014
Od 11 czerwca do 3 lipca, do dzisiaj.
Czerwiec
No to po kartkówce z geografii - 5. Sprawdzian z matmy poprawiłam na 3, a był trudniejszy niż normalny ;x. Fizykę napisałam na 3 i mam na koniec 3! Chemia napisana na 5. Średnia końcowa ponad 4,0. Ok xD.
30 czerwca skończyła się nasz 8 letnia przyjaźń. Prosiła o spotkanie, a ja wreszcie napisałam, co myślę. Rozmawiałam trochę wcześniej z Mateuszem i polecił mi to... Żebym nie dawała tak sie dymać. Nie chcę zadawać się z nią. Skrzywdziła mnie tak mocno. To przez nią jestem w takim stanie... Zmieniła się w straszną osobę. Nie poznaję jej. Może nigdy nie znałam... Była dla mnie wszystkim,wszystkimi. "Jak stracisz, to docenisz'' - i zauważyłam, ile dla mnie znaczyła. Z jednej strony może po prostu nie pasowałyśmy do siebie, ale z drugiej tak wiele razem przeżyłyśmy. Mogłam jej zaufać w 150%. Teraz nikomu nie mogę. Staram się zaufać Mateuszowi, ale to tak szybko nie działa... Nie w rok, nie z moim charakterem. Trzeba na to zasłużyć. Jednak wychodzi na to, że nawet 8 lat nie wystarczy. Ludzie zaskakują. Tego samego dnia pisałam z Mateuszem. Najpierw sprzeczka z Magdą, potem z nim. Tak ciężko...On też mi musiał dowalić. Kolejny, który myśli, mówi, że chce dobrze, a wychodzi na odwrót... Cudownie. I słuchaj potem takiego w spokoju... Kolejny krzywdzi mnie słowami... nie do końca przemyślanymi, ale się nie przyzna. Tak się potłumaczy, że aż gubi, a ja ciągle słucham... i wiem, co i jak.
Zaprosił mnie ostatnio do kina, a właściwie jego koleżanka. Bardzo chciała mnie poznać, a więc powiedziała mu, żeby mnie wziął ze sobą. No to opowiedział mi o ich tradycji, jak chodzą w każde wakacje do kina i jej chęciach. Zdziwiłam się. W sumie zamurowało mnie. Ciągle mi mówił, że kino jest takie do dupy, to uwierzyłam. Tyle razy chciałam mu zaproponować jakieś kino... ale jak nie lubi, to co mogę. Zresztą zawsze dziwił mnie fakt, że nigdy mnie tam nie zaprosił. Nawet raz... Bał się, że będzie musiał za mnie płacić? Sama bym mogła za siebie zapłacić. Byleby z nim iść na te moje ukochane filmy...No, ale w każdym razie chyba tylko mi tak narzeka na to kino ;x, bo z koleżankami to nawet ma kinowe tradycje. Smutnie.. Ale co ja mu mogę powiedzieć. Zaraz będzie, że zazdrosna. Może i trochę... no, ale, żeby być ze sobą rok czasu i nie być nigdy w kinie? Dziwnie... W ogóle był w kinie z tą kinie koleżanką w zeszłe wakacje. Myślałam, że to jakaś studentka, ale jednak nie. Zdziwiłam się. W takim razie niewiele o niej wiem, albo on niewiele chce o niej mówić..
Lipiec
No to wakacje. I co ja mam robić? Chodzę na korki z matematyki i fizyki. Dzisiaj miałam pierwsze zajęcia z fizyki. Było genialnie. Facet tłumaczy doskonale! I jest sympatyczny, to też spoko. Jednak i tak się tym jakoś nie cieszę. Zostałam sama. To znaczy bez ludzi, którzy kiedyś byli. Byli... Teraz moim wszystkim, całkowicie wszystkim jest Mateusz. Mam nadzieję, że tego nie spieprzy... Ja nie chcę spieprzyć, bo ta cała sytuacja już mnie dołuje. Jestem zmęczona i załamana. Zastanawiam się czasem, dlaczego to mnie spotkało. Może to kara? Może to nauka? Nie wiem... Ale to wszystko boli. Nie chcę, żeby i on mnie zostawił... Po roku czasu naprawdę go polubiłam. Tak bardzo... A teraz wyjeżdża na 3 tygodniowe wakacje. Prawie cały miesiąc... Tak długo sama... Tak długo będę za nim tęsknić. Tęsknie jak jest, jak go nie ma - zawsze. Może jednak moja internetowa koleżanka Natalia mnie wesprze. Oby. Jest naprawdę świetna. Chcę jej potrzebować.
Mateusz był z tą koleżanką w kinie. Myślałam, że to była jakaś koleżanka ze studiów. Może się jednak okazać, że to jego była dziewczyna, przez którą ciągle ma opory, aby mówić do mnie po imieniu. Ale tego dowiem się w niedzielę. Jeżeli to się potwierdzi, to w takim razie wyjdzie, że ukrył przede mną ten fakt. Dlaczego? Nie wiem. Ale może i słusznie, bo to dziwne. Tak niby by się pogodzili, spotykają się w wakacje, ale on jednak nie mówi do mnie po imieniu. Czyżby i nawet kino zarezerwowal tylko dla niej? Fakty dziwnie mi się sklejają. Wiem parę rzeczy, o których on nie całkiem wie. W sensie wiem więcej niż jemu się wydaję. Przeraża mnie to wszystko.. Co jeżeli on coś do niej czuje? Ciągle... A ja? A mnie znowu kolejna osoba oszukałaby, tak wazna... Rok. Ten rok okazałaby się pasmem zakłamanych mysli. Przekonam się w niedzielę. Jednak nie mam dobrych myśli. Dlaczego już czuję, że to będzie porażka...
is anybody here? please, write to me. i need help. i need yours words.
No to po kartkówce z geografii - 5. Sprawdzian z matmy poprawiłam na 3, a był trudniejszy niż normalny ;x. Fizykę napisałam na 3 i mam na koniec 3! Chemia napisana na 5. Średnia końcowa ponad 4,0. Ok xD.
30 czerwca skończyła się nasz 8 letnia przyjaźń. Prosiła o spotkanie, a ja wreszcie napisałam, co myślę. Rozmawiałam trochę wcześniej z Mateuszem i polecił mi to... Żebym nie dawała tak sie dymać. Nie chcę zadawać się z nią. Skrzywdziła mnie tak mocno. To przez nią jestem w takim stanie... Zmieniła się w straszną osobę. Nie poznaję jej. Może nigdy nie znałam... Była dla mnie wszystkim,wszystkimi. "Jak stracisz, to docenisz'' - i zauważyłam, ile dla mnie znaczyła. Z jednej strony może po prostu nie pasowałyśmy do siebie, ale z drugiej tak wiele razem przeżyłyśmy. Mogłam jej zaufać w 150%. Teraz nikomu nie mogę. Staram się zaufać Mateuszowi, ale to tak szybko nie działa... Nie w rok, nie z moim charakterem. Trzeba na to zasłużyć. Jednak wychodzi na to, że nawet 8 lat nie wystarczy. Ludzie zaskakują. Tego samego dnia pisałam z Mateuszem. Najpierw sprzeczka z Magdą, potem z nim. Tak ciężko...On też mi musiał dowalić. Kolejny, który myśli, mówi, że chce dobrze, a wychodzi na odwrót... Cudownie. I słuchaj potem takiego w spokoju... Kolejny krzywdzi mnie słowami... nie do końca przemyślanymi, ale się nie przyzna. Tak się potłumaczy, że aż gubi, a ja ciągle słucham... i wiem, co i jak.
Zaprosił mnie ostatnio do kina, a właściwie jego koleżanka. Bardzo chciała mnie poznać, a więc powiedziała mu, żeby mnie wziął ze sobą. No to opowiedział mi o ich tradycji, jak chodzą w każde wakacje do kina i jej chęciach. Zdziwiłam się. W sumie zamurowało mnie. Ciągle mi mówił, że kino jest takie do dupy, to uwierzyłam. Tyle razy chciałam mu zaproponować jakieś kino... ale jak nie lubi, to co mogę. Zresztą zawsze dziwił mnie fakt, że nigdy mnie tam nie zaprosił. Nawet raz... Bał się, że będzie musiał za mnie płacić? Sama bym mogła za siebie zapłacić. Byleby z nim iść na te moje ukochane filmy...No, ale w każdym razie chyba tylko mi tak narzeka na to kino ;x, bo z koleżankami to nawet ma kinowe tradycje. Smutnie.. Ale co ja mu mogę powiedzieć. Zaraz będzie, że zazdrosna. Może i trochę... no, ale, żeby być ze sobą rok czasu i nie być nigdy w kinie? Dziwnie... W ogóle był w kinie z tą kinie koleżanką w zeszłe wakacje. Myślałam, że to jakaś studentka, ale jednak nie. Zdziwiłam się. W takim razie niewiele o niej wiem, albo on niewiele chce o niej mówić..
Lipiec
No to wakacje. I co ja mam robić? Chodzę na korki z matematyki i fizyki. Dzisiaj miałam pierwsze zajęcia z fizyki. Było genialnie. Facet tłumaczy doskonale! I jest sympatyczny, to też spoko. Jednak i tak się tym jakoś nie cieszę. Zostałam sama. To znaczy bez ludzi, którzy kiedyś byli. Byli... Teraz moim wszystkim, całkowicie wszystkim jest Mateusz. Mam nadzieję, że tego nie spieprzy... Ja nie chcę spieprzyć, bo ta cała sytuacja już mnie dołuje. Jestem zmęczona i załamana. Zastanawiam się czasem, dlaczego to mnie spotkało. Może to kara? Może to nauka? Nie wiem... Ale to wszystko boli. Nie chcę, żeby i on mnie zostawił... Po roku czasu naprawdę go polubiłam. Tak bardzo... A teraz wyjeżdża na 3 tygodniowe wakacje. Prawie cały miesiąc... Tak długo sama... Tak długo będę za nim tęsknić. Tęsknie jak jest, jak go nie ma - zawsze. Może jednak moja internetowa koleżanka Natalia mnie wesprze. Oby. Jest naprawdę świetna. Chcę jej potrzebować.
Mateusz był z tą koleżanką w kinie. Myślałam, że to była jakaś koleżanka ze studiów. Może się jednak okazać, że to jego była dziewczyna, przez którą ciągle ma opory, aby mówić do mnie po imieniu. Ale tego dowiem się w niedzielę. Jeżeli to się potwierdzi, to w takim razie wyjdzie, że ukrył przede mną ten fakt. Dlaczego? Nie wiem. Ale może i słusznie, bo to dziwne. Tak niby by się pogodzili, spotykają się w wakacje, ale on jednak nie mówi do mnie po imieniu. Czyżby i nawet kino zarezerwowal tylko dla niej? Fakty dziwnie mi się sklejają. Wiem parę rzeczy, o których on nie całkiem wie. W sensie wiem więcej niż jemu się wydaję. Przeraża mnie to wszystko.. Co jeżeli on coś do niej czuje? Ciągle... A ja? A mnie znowu kolejna osoba oszukałaby, tak wazna... Rok. Ten rok okazałaby się pasmem zakłamanych mysli. Przekonam się w niedzielę. Jednak nie mam dobrych myśli. Dlaczego już czuję, że to będzie porażka...
is anybody here? please, write to me. i need help. i need yours words.
wtorek, 10 czerwca 2014
Od maja do 10 czerwca.
Maj.
Rozpoczęły się matury. W szkole było luźnie. Na lekcjach ciągle były zastępstwa. Majówka. Byłam na rekordach Guinessa. Mateusz z kolegą z Warszawy wziął gitary i poszli grać - rekord pobity. Pamiętam, że zaczęło wtedy lać, jak z cebra. Padało, ale wszyscy grali. I tak to było. Zgadałam się z Magdą. Dałam jej szansę, już ostatnią. Nie działa to wszystko do teraz.. Jest dziwnie, oddalamy się od siebie. Ona jest dziwna. Chamska dla mnie jak nigdy. Mówi ciągle głupoty... może taki wiek. No nieprzyjemnie w każdym razie. Maj zakończył się sprawdzianikiem z biologii. Udało się na 5!
Czerwiec.
Czerwiec ani trochę nie jest super. Jest okropny. Bałam się, że nie zdam z matematyki, ale zdaję. Dzisiaj poprawiałam jedynkę, pierwszy raz w tym toku szkolnym. Starałam się zrozumieć ten materiał... Tak bardzo. Przecież chodzę na korki do p.Michała. On mi wszystko genialnie tłumaczy...Ale nie... Matematyczna musi zawsze coś dowalić... Nie widzi, że problem nie jest w nas, a w jej nieumiejętności tłumaczenia? Zapierdziela. O fizykę też się bałam. Głupia dostałam 1+ ze sprawdzianu, bo nie zauważyłam zadań... a mialałbym 3 i na koniec roku też! Tak muszę iść w poniedziałek i poprawiać... We wtorek geografia... Kartkówka, ale boję się jej... Nie mogę dostać jedynki ani dwójki, najlepiej cztery i będzie ok, żeby utrzymać to 3. Jutro kartkówka z chemii. Też się boję. Niby się uczyłam, ale jednak wiem, że nic nie wiem... Da kartkę, zamuruje mnie, spanikuje,będzie 3 i 3 ,nie daj Boże, na koniec roku... Tak starałam się. Ciągle sie staram, uczę...I wszystko na przekór. Tyle przeciwności. Czuje się głupia...Im dłużej jestem w tej szkole, tym bardziej załamuję się. Teraz to już w ogóle mam stan depresyjny, ale ciągle uśmiech...
To tak żałosnie brzmi, to, co piszę, ale tak jest. Chcę komuś pomarudzić, wygadać się, chcę współczucia i pomocy. Nie mam przyjaciół... Takich prawdziwych. Nie mogę z nikim szczerze porozmawiać. Chciałabym z Mateuszem, ale to jakoś nie działa, jest wtedy głupkowato, on dziwne słowa mówi... Ostatnio się zwierzyłam, bo bardzo mnie dołowała matma, to w sumie mnie pojeżdżał jeszcze. Wszystko mnie dojeżdża... Mam kompleksy. Tyle ładnych koleżanek w klasie, każda tak ładnie ubrana, a ja.. a ze mnie już cisną, że ciągle chodzę w czarnym... Ani ładna, ani brzydka nie jestem. Taka średnia, że aż gówniana. Nie czuję się dobrze w swojej skórze... Nie mam bodźców do poczucia się piękną. Nie mogę przestać dołować się faktem, że one potrafią tak ładnie wyglądać, a ja tylko czarne i czarne, nic dziewczęcego. Byłam na 3-4 zakupach i na żadnych nic. Przymierzałam sukienki i przymierzałam i w każdej okropnie. Nic nie ma dla mnie... jestem nieforemna. Nie chcę już nosić okularów. To one nie pasują. Moja twarz nie pasuje. Nic nie pasuje.. Jestem zwykła. Chciałabym ładną sukienkę, ale tak jej chce, że już wiem, że jej nie będę mieć. W piątek może pojade z mamą na zakupy. Może coś kupię. Może kupimy mi soczewki. Dzisiaj znalazłam ładny makijaż dla mojego oka. Pomalowałam, a mama zobaczyła. Mówiła, że ładny. Jutro pójdę bez okularów.
Chciałabym poczuć się ładnie...
jestem bez emocji. żyję automatycznie.
nie mam przyjaciół.
nie mogę z nikim porozmawiać, wszyscy mnie zlewają.
brzydko się ubieram.
źle wyglądam.
nie lubię swojej twarzy.może to taki wiek depresji... pewnie przejdzie... ale i tak boli mnie najbardziej, to jak zamknęłam się na świat. jest przy mnie tylko Mateusz. jednak czasem wydaje mi się, że jemu pasuje, kiedy mało mówię i nie lubi dużo słuchać, wiec mało mówię...
powiedział, ze nie zobaczymy się w ten weekend. ciągle go przytulałam, tak na zapas. pytał, czy było mi smutno. powiedziałam: nie. kłamałam. jest mi bardzo smutno. nikogo przy mnie nie ma. nikt się mną nie interesuje. nikt nie chce mnie wysłuchać, tylko ja mam każdego.
chcę coś zmienić w życiu...ale to się nie udaję, nie uda.
Rozpoczęły się matury. W szkole było luźnie. Na lekcjach ciągle były zastępstwa. Majówka. Byłam na rekordach Guinessa. Mateusz z kolegą z Warszawy wziął gitary i poszli grać - rekord pobity. Pamiętam, że zaczęło wtedy lać, jak z cebra. Padało, ale wszyscy grali. I tak to było. Zgadałam się z Magdą. Dałam jej szansę, już ostatnią. Nie działa to wszystko do teraz.. Jest dziwnie, oddalamy się od siebie. Ona jest dziwna. Chamska dla mnie jak nigdy. Mówi ciągle głupoty... może taki wiek. No nieprzyjemnie w każdym razie. Maj zakończył się sprawdzianikiem z biologii. Udało się na 5!
Czerwiec.
Czerwiec ani trochę nie jest super. Jest okropny. Bałam się, że nie zdam z matematyki, ale zdaję. Dzisiaj poprawiałam jedynkę, pierwszy raz w tym toku szkolnym. Starałam się zrozumieć ten materiał... Tak bardzo. Przecież chodzę na korki do p.Michała. On mi wszystko genialnie tłumaczy...Ale nie... Matematyczna musi zawsze coś dowalić... Nie widzi, że problem nie jest w nas, a w jej nieumiejętności tłumaczenia? Zapierdziela. O fizykę też się bałam. Głupia dostałam 1+ ze sprawdzianu, bo nie zauważyłam zadań... a mialałbym 3 i na koniec roku też! Tak muszę iść w poniedziałek i poprawiać... We wtorek geografia... Kartkówka, ale boję się jej... Nie mogę dostać jedynki ani dwójki, najlepiej cztery i będzie ok, żeby utrzymać to 3. Jutro kartkówka z chemii. Też się boję. Niby się uczyłam, ale jednak wiem, że nic nie wiem... Da kartkę, zamuruje mnie, spanikuje,będzie 3 i 3 ,nie daj Boże, na koniec roku... Tak starałam się. Ciągle sie staram, uczę...I wszystko na przekór. Tyle przeciwności. Czuje się głupia...Im dłużej jestem w tej szkole, tym bardziej załamuję się. Teraz to już w ogóle mam stan depresyjny, ale ciągle uśmiech...
To tak żałosnie brzmi, to, co piszę, ale tak jest. Chcę komuś pomarudzić, wygadać się, chcę współczucia i pomocy. Nie mam przyjaciół... Takich prawdziwych. Nie mogę z nikim szczerze porozmawiać. Chciałabym z Mateuszem, ale to jakoś nie działa, jest wtedy głupkowato, on dziwne słowa mówi... Ostatnio się zwierzyłam, bo bardzo mnie dołowała matma, to w sumie mnie pojeżdżał jeszcze. Wszystko mnie dojeżdża... Mam kompleksy. Tyle ładnych koleżanek w klasie, każda tak ładnie ubrana, a ja.. a ze mnie już cisną, że ciągle chodzę w czarnym... Ani ładna, ani brzydka nie jestem. Taka średnia, że aż gówniana. Nie czuję się dobrze w swojej skórze... Nie mam bodźców do poczucia się piękną. Nie mogę przestać dołować się faktem, że one potrafią tak ładnie wyglądać, a ja tylko czarne i czarne, nic dziewczęcego. Byłam na 3-4 zakupach i na żadnych nic. Przymierzałam sukienki i przymierzałam i w każdej okropnie. Nic nie ma dla mnie... jestem nieforemna. Nie chcę już nosić okularów. To one nie pasują. Moja twarz nie pasuje. Nic nie pasuje.. Jestem zwykła. Chciałabym ładną sukienkę, ale tak jej chce, że już wiem, że jej nie będę mieć. W piątek może pojade z mamą na zakupy. Może coś kupię. Może kupimy mi soczewki. Dzisiaj znalazłam ładny makijaż dla mojego oka. Pomalowałam, a mama zobaczyła. Mówiła, że ładny. Jutro pójdę bez okularów.
Chciałabym poczuć się ładnie...
jestem bez emocji. żyję automatycznie.
nie mam przyjaciół.
nie mogę z nikim porozmawiać, wszyscy mnie zlewają.
brzydko się ubieram.
źle wyglądam.
nie lubię swojej twarzy.może to taki wiek depresji... pewnie przejdzie... ale i tak boli mnie najbardziej, to jak zamknęłam się na świat. jest przy mnie tylko Mateusz. jednak czasem wydaje mi się, że jemu pasuje, kiedy mało mówię i nie lubi dużo słuchać, wiec mało mówię...
powiedział, ze nie zobaczymy się w ten weekend. ciągle go przytulałam, tak na zapas. pytał, czy było mi smutno. powiedziałam: nie. kłamałam. jest mi bardzo smutno. nikogo przy mnie nie ma. nikt się mną nie interesuje. nikt nie chce mnie wysłuchać, tylko ja mam każdego.
chcę coś zmienić w życiu...ale to się nie udaję, nie uda.
wtorek, 22 kwietnia 2014
Co się działo od 6 stycznia?
Styczeń.
Był słaby. Mateusz nie miał czasu. W ciągu całego miesiąca widzieliśmy się z cztery razy? Na około podliczyłam czas tych spotkań i wyszły chyba 2 godziny, góra niecałe 3 - cuuudownie. Pamiętam, że raz poważnie się na niego wkurzyłam. Poszedł gdzieś z jakimiś znajomymi na 5 godzinny wypad... dla mnie wtedy to było marzennie ;p. Cóż... bywa.
Luty.
Nic ciekawego. Szkoła jak zwykle ciśnie i ciśnie. Były ferie - było ok. Z Mateuszem też już lepiej. Urodziny - samotność. Magda była i przyniosła kwiatka (fioletowego storczyka). Wróciłam od Mateusza i stał na białej szafce.
Zauważyłam, że mam tylko Magdę. Jedyny przyjaciel. Nie mam przyjaciół - powiedziałam kiedyś do Magdy.
Marzec.
Szkoła ciśnie, jak zawsze. To istne piekło. Nienawidzę jej. Nie wyrabiam. Proszę o jakieś wolne. Z Magdą jakoś leci. Układa się. Z Mateuszem też się układa. Pojawiły się pierwsze fajerwerki. Było super. Było tak całkiem beztrosko i wyluzowałam się. Nadal chodzę na perkę - mistrzostwo. Marzec - w sumie znowu nic ciekawego.
Tomek ugania się za jakąś Olą.
Kwiecień - do chwili obecnej, do tej godziny, teraz.
Znowu nic ciekawego. Nic super ekstra. W sumie... Do dupy jak nigdy, ale nie całkiem źle. 4 kwietnia skończyła się moja przyjaźń z Magdą. Całe 8 lat poszło się walić. Pisała, że jestem wredna, nie mam przyjaciół i nie żałuje swoich słów. Wykorzystała moje zwierzenia, bo młodszy cos jej nagadał - super. A niech staje w jego obronie... A miałyśmy razem mieć szortowy interes ;p. Trudno. Nigdy bym się nie spodziewała, że tak o mnie powie. Nigdy. Jednak widocznie... Ona jest stworzona do obgadywania wszystkich. Jak nie ze mną młodszego, to z nim ich koleżankę, no i wreszcie mnie z nim. Tego już za wiele. Pisała coś do mnie, chciała wyjaśniać, ale niech się wali. Miała szansę, ale nie żałowała.
Spotkałam się z Kacprem. Było słonecznie. Trochę pogadaliśmy. Znowu poczułam tą beztroskę, jak w gimnazjum. Piękne... Potem, w tym samym tygodniu, umówiłam się z Linką. Lało jak z cebra, ale było fajnie. Poszłyśmy na kabanosa i do jej liceum. Opowiedziała coś o sobie, a ja coś o sobie.
Teraz wróciłam od Mateusza. Jutro do szkoły... Koniec świątecznej przerwy.
Wzięło mnie na jakieś filozoficzne przemyślenia. Od początku tej szkoły całe moje życie się zmieniło. Nastał nowy początek czegoś. Piekła. Jest okropnie. W sumie rozmawiam z kimś w szkole, ale nie mam jakichś przyjaciół. Włóczę się z każdym. Nie ma więzi. Oni wszyscy są dziwni. Teraz nie ma Magdy. Straciłam wiarę w ludzi. Chciałabym do niej wrócić i rzucić się jej w ramiona, ale to by było frajerstwo... Ile można znosić takie traktowanie... Ona coś mówi na mnie, bo nie przemyśli, a ja zawsze mam wybaczać... No ile ona ma lat. Już jej nie ma. Zawiodła mnie. Został mi Mateusz. Niby jesteśmy już 10 miesiecy (od jutra), ale jakoś nie czuję się całkiem szczęśliwa... On mi chyba nie pasuje. On chyba nie pasuje do mnie. Albo jak to mama powiedziała "biorę życie zbyt poważnie".Od kiedy pokłóciłam się z Magdą mam lepszy kontakt z mamą. Widziała jak to przeżyłam i obiecała mi, że nie bedzie na mnie krzyczeć. Wracając do Mateusza... Czuję po prostu, że nie mogę z nim porozmawiać o wszystkim. Niby mogę... Ale czuję się wtedy głupio i on też dziwnie reaguje. Mówi jakieś w sumie pierdoły - nie wie, co powiedzieć. Denerwuje mnie czasem ten jego charakter... Zauważam wreszcie te wady. Czasem zachowuje się, jakby był lepszy od wszystkich. Ma wiarę w siebie i w swoje możliwości, ale za bardzo. Lubi mówić słowa, które powodują u mnie zazdrość. Tak misię wydaję... Ja mu tak nie robię i chciałabym, żeby on też tego nie robił. Czasem postępuje egoistycznie. Robi wszystko tylko na swoją korzyść. A kiedy ma coś zrobić na moją, bo czasem się upomnę, to zrobi na moją no i na swoją... Nie czuję od niego tego poświęcenia. Chciałabym poczuć, że jest dla mnie taki, jak ja dla niego. Chociaż pewnie nie zauważa, ile dla niego robię.. Bo siedzę cicho i nie rzucam mu się na szyję ( kiedyś porównał mnie, że nie jestem wylewna, tak jak jego była dziewczyna xd okropność). Naprawdę staram się robić wszystko dla niego. Jego przyjemność jest moją przyjemnością. U niego chyba nie ma czegoś takiego, jak przyjemność dla mnie ;p.
Nie wiem, po prostu nie wiem. Czasem mam ochotę po prostu z nim zerwać. Bez podania powodu. Albo jest powód... Czuję się przy nim, jak gówno. Niby stara się, jest doby, przytula... ale ja nie czuję tego czegoś. Nie wiem, może to wszystko, co piszę, to bdura.. Ale mam po prostu w sobie dziwne odczucie. Niewyjaśnione... Męczące. Wkurza mnie mój ciągły spokój i nieśmiałość przy nim. Nie jestem swobodna - to dziwne.
Był słaby. Mateusz nie miał czasu. W ciągu całego miesiąca widzieliśmy się z cztery razy? Na około podliczyłam czas tych spotkań i wyszły chyba 2 godziny, góra niecałe 3 - cuuudownie. Pamiętam, że raz poważnie się na niego wkurzyłam. Poszedł gdzieś z jakimiś znajomymi na 5 godzinny wypad... dla mnie wtedy to było marzennie ;p. Cóż... bywa.
Luty.
Nic ciekawego. Szkoła jak zwykle ciśnie i ciśnie. Były ferie - było ok. Z Mateuszem też już lepiej. Urodziny - samotność. Magda była i przyniosła kwiatka (fioletowego storczyka). Wróciłam od Mateusza i stał na białej szafce.
Zauważyłam, że mam tylko Magdę. Jedyny przyjaciel. Nie mam przyjaciół - powiedziałam kiedyś do Magdy.
Marzec.
Szkoła ciśnie, jak zawsze. To istne piekło. Nienawidzę jej. Nie wyrabiam. Proszę o jakieś wolne. Z Magdą jakoś leci. Układa się. Z Mateuszem też się układa. Pojawiły się pierwsze fajerwerki. Było super. Było tak całkiem beztrosko i wyluzowałam się. Nadal chodzę na perkę - mistrzostwo. Marzec - w sumie znowu nic ciekawego.
Tomek ugania się za jakąś Olą.
Kwiecień - do chwili obecnej, do tej godziny, teraz.
Znowu nic ciekawego. Nic super ekstra. W sumie... Do dupy jak nigdy, ale nie całkiem źle. 4 kwietnia skończyła się moja przyjaźń z Magdą. Całe 8 lat poszło się walić. Pisała, że jestem wredna, nie mam przyjaciół i nie żałuje swoich słów. Wykorzystała moje zwierzenia, bo młodszy cos jej nagadał - super. A niech staje w jego obronie... A miałyśmy razem mieć szortowy interes ;p. Trudno. Nigdy bym się nie spodziewała, że tak o mnie powie. Nigdy. Jednak widocznie... Ona jest stworzona do obgadywania wszystkich. Jak nie ze mną młodszego, to z nim ich koleżankę, no i wreszcie mnie z nim. Tego już za wiele. Pisała coś do mnie, chciała wyjaśniać, ale niech się wali. Miała szansę, ale nie żałowała.
Spotkałam się z Kacprem. Było słonecznie. Trochę pogadaliśmy. Znowu poczułam tą beztroskę, jak w gimnazjum. Piękne... Potem, w tym samym tygodniu, umówiłam się z Linką. Lało jak z cebra, ale było fajnie. Poszłyśmy na kabanosa i do jej liceum. Opowiedziała coś o sobie, a ja coś o sobie.
Teraz wróciłam od Mateusza. Jutro do szkoły... Koniec świątecznej przerwy.
Wzięło mnie na jakieś filozoficzne przemyślenia. Od początku tej szkoły całe moje życie się zmieniło. Nastał nowy początek czegoś. Piekła. Jest okropnie. W sumie rozmawiam z kimś w szkole, ale nie mam jakichś przyjaciół. Włóczę się z każdym. Nie ma więzi. Oni wszyscy są dziwni. Teraz nie ma Magdy. Straciłam wiarę w ludzi. Chciałabym do niej wrócić i rzucić się jej w ramiona, ale to by było frajerstwo... Ile można znosić takie traktowanie... Ona coś mówi na mnie, bo nie przemyśli, a ja zawsze mam wybaczać... No ile ona ma lat. Już jej nie ma. Zawiodła mnie. Został mi Mateusz. Niby jesteśmy już 10 miesiecy (od jutra), ale jakoś nie czuję się całkiem szczęśliwa... On mi chyba nie pasuje. On chyba nie pasuje do mnie. Albo jak to mama powiedziała "biorę życie zbyt poważnie".Od kiedy pokłóciłam się z Magdą mam lepszy kontakt z mamą. Widziała jak to przeżyłam i obiecała mi, że nie bedzie na mnie krzyczeć. Wracając do Mateusza... Czuję po prostu, że nie mogę z nim porozmawiać o wszystkim. Niby mogę... Ale czuję się wtedy głupio i on też dziwnie reaguje. Mówi jakieś w sumie pierdoły - nie wie, co powiedzieć. Denerwuje mnie czasem ten jego charakter... Zauważam wreszcie te wady. Czasem zachowuje się, jakby był lepszy od wszystkich. Ma wiarę w siebie i w swoje możliwości, ale za bardzo. Lubi mówić słowa, które powodują u mnie zazdrość. Tak misię wydaję... Ja mu tak nie robię i chciałabym, żeby on też tego nie robił. Czasem postępuje egoistycznie. Robi wszystko tylko na swoją korzyść. A kiedy ma coś zrobić na moją, bo czasem się upomnę, to zrobi na moją no i na swoją... Nie czuję od niego tego poświęcenia. Chciałabym poczuć, że jest dla mnie taki, jak ja dla niego. Chociaż pewnie nie zauważa, ile dla niego robię.. Bo siedzę cicho i nie rzucam mu się na szyję ( kiedyś porównał mnie, że nie jestem wylewna, tak jak jego była dziewczyna xd okropność). Naprawdę staram się robić wszystko dla niego. Jego przyjemność jest moją przyjemnością. U niego chyba nie ma czegoś takiego, jak przyjemność dla mnie ;p.
Nie wiem, po prostu nie wiem. Czasem mam ochotę po prostu z nim zerwać. Bez podania powodu. Albo jest powód... Czuję się przy nim, jak gówno. Niby stara się, jest doby, przytula... ale ja nie czuję tego czegoś. Nie wiem, może to wszystko, co piszę, to bdura.. Ale mam po prostu w sobie dziwne odczucie. Niewyjaśnione... Męczące. Wkurza mnie mój ciągły spokój i nieśmiałość przy nim. Nie jestem swobodna - to dziwne.
Jest strasznie.
Raz pomyślałam o śmierci. Przez chwilę, ale poważnie .
Świat to gówno.
Nikomu nie można ufać.
Boję się utraty bliskich.
Nie umiem zaufać, bo boję się kolejnych rozczarowań.
niedziela, 5 stycznia 2014
Imprezy.
04.01.14
No to w skrócie. Wstałam rano w sobotę, posprzątałam i zaczęłam pakować się. Około 16tej miałam pociąg, a już po 20stu minutach witałam się z Mat. Czekaliśmy godzinę na dworcu, aż zejdą się jego wszyscy znajomi. No i dobra, poznałam kilka osób, o których często opowiadał. Była masa chłopaków, jedna dziewczyna - suuuuper... Nikogo nie znałam, było więc słabo. Sama zresztą nie jestem osobą, która umie odnaleźć się w dużej grupie ludzi, jestem dzikiem xD. Na szczęście już po wszystkim. Już nie będę przeżywała tego stresu. Nie wiedziałam, o czym z nimi rozmawiać. Próbowałam z tą jego koleżanką, ale coś się nie paliła do rozmowy. Czekaliśmy godzinę, aż tory się zwolnią. Byliśmy w kręgielni. W końcu weszliśmy na tory. Zaczęła się ostra jazda. Nigdy nie grałam w kręgle, a jako pierwsza zbiłam wszystkie (mistrz). Dobra, potem poszliśmy do kfc. Kilka osób poszło sobie do domów. Też bym wolała. Ogólnie lubię dużo mówić, ale tego wieczoru wypowiedziałam zaledwie kilka słów. Ja pierdziele, jestem słaba, dzika i do dupy. Nie sądzę, żeby ktoś z jego towarzystwa mnie polubił xD. Pitolę. Wróciliśmy do domu. Tak myślałam... było macanko. No bo po co miałby zapraszać mnie na noc? No przecież nie dlatego, że daleko mieszkam i skoro już 2 dni z rzędu będę w mieście, to nie chce, żebym się tak kręciła, bo to męczące, a niby tak mówił. Ta... Czasem go nie ogarniam. No i poszliśmy spać, po różnych incydentach.
05.01.14
Rano, w niedzielę znowu próbował, ale jak usłyszałam, że się zmęczył, to kazałam mu przestać. Sytuacja od razu mnie ugasiła, więc mi się wszystkiego odechciało. Wiadomka, rozgrzany organizm i nagle tak brutalnie ugaszony. No nieprzyjemne... traci się siły nie z przyjemności, a z nieprzyjemności. No i, że mi się odechciało wszystkiego, to tak leżałam sobie i podsypiałam. Próbowałam się zregenerować, ale nie wychodziło. W końcu przebrałam się w normalne ciuchy i poszliśmy pograć w jakieś gry. Po grach wyszykowaliśmy się do wyjścia i ruszyliśmy na urodziny jego brata. Dotarliśmy na miejsce, dałam małemu prezent. Dzieciaki poszły na placyk, a dorośli z młodzieżą na ciasto. Potem pochodziliśmy z jego kuzynem po sklepach. Jego kuzyn jest wporzo. Czasem bardziej od Mat rozumiał moje miny i ton. To było dziwne... Dlaczego mój własny chłopak mnie nie ogarnia ;p? Po urodzinach małego, pojechałam na dworzec, tam się pożegnaliśmy. Magda wyszła po mnie na stację i pojechałyśmy do niej. Siedziałam u niej prawie do 23ciej. W między czasie smsowałam z Mat. Zastanawiałam się, kiedy mam z nim porozmawiać o tych nieudanych akcjach ze mną, ale nie chciałam dzisiaj, bo miał urodziny. Jednak sam zaczął temat, najpierw dziękując za super prezent. No i dalej poszło samo. Chyba miał foszka, ale oczywiście próbował mi wcisnąć kit, że żartował. Yhy, jego żarty - nieżarty... Napisał dobranoc, a potem znowu wymieniliśmy kilka sms, aż w końcu chyba usnął. Może mi jutro odpisze, zobaczymy. No w każdym razie - sobotę i niedzielę nie zaliczam do najlepszych dni. Czułam się bardzo nieswojo i niewygodnie - nie lubię tego.
No to w skrócie. Wstałam rano w sobotę, posprzątałam i zaczęłam pakować się. Około 16tej miałam pociąg, a już po 20stu minutach witałam się z Mat. Czekaliśmy godzinę na dworcu, aż zejdą się jego wszyscy znajomi. No i dobra, poznałam kilka osób, o których często opowiadał. Była masa chłopaków, jedna dziewczyna - suuuuper... Nikogo nie znałam, było więc słabo. Sama zresztą nie jestem osobą, która umie odnaleźć się w dużej grupie ludzi, jestem dzikiem xD. Na szczęście już po wszystkim. Już nie będę przeżywała tego stresu. Nie wiedziałam, o czym z nimi rozmawiać. Próbowałam z tą jego koleżanką, ale coś się nie paliła do rozmowy. Czekaliśmy godzinę, aż tory się zwolnią. Byliśmy w kręgielni. W końcu weszliśmy na tory. Zaczęła się ostra jazda. Nigdy nie grałam w kręgle, a jako pierwsza zbiłam wszystkie (mistrz). Dobra, potem poszliśmy do kfc. Kilka osób poszło sobie do domów. Też bym wolała. Ogólnie lubię dużo mówić, ale tego wieczoru wypowiedziałam zaledwie kilka słów. Ja pierdziele, jestem słaba, dzika i do dupy. Nie sądzę, żeby ktoś z jego towarzystwa mnie polubił xD. Pitolę. Wróciliśmy do domu. Tak myślałam... było macanko. No bo po co miałby zapraszać mnie na noc? No przecież nie dlatego, że daleko mieszkam i skoro już 2 dni z rzędu będę w mieście, to nie chce, żebym się tak kręciła, bo to męczące, a niby tak mówił. Ta... Czasem go nie ogarniam. No i poszliśmy spać, po różnych incydentach.
05.01.14
Rano, w niedzielę znowu próbował, ale jak usłyszałam, że się zmęczył, to kazałam mu przestać. Sytuacja od razu mnie ugasiła, więc mi się wszystkiego odechciało. Wiadomka, rozgrzany organizm i nagle tak brutalnie ugaszony. No nieprzyjemne... traci się siły nie z przyjemności, a z nieprzyjemności. No i, że mi się odechciało wszystkiego, to tak leżałam sobie i podsypiałam. Próbowałam się zregenerować, ale nie wychodziło. W końcu przebrałam się w normalne ciuchy i poszliśmy pograć w jakieś gry. Po grach wyszykowaliśmy się do wyjścia i ruszyliśmy na urodziny jego brata. Dotarliśmy na miejsce, dałam małemu prezent. Dzieciaki poszły na placyk, a dorośli z młodzieżą na ciasto. Potem pochodziliśmy z jego kuzynem po sklepach. Jego kuzyn jest wporzo. Czasem bardziej od Mat rozumiał moje miny i ton. To było dziwne... Dlaczego mój własny chłopak mnie nie ogarnia ;p? Po urodzinach małego, pojechałam na dworzec, tam się pożegnaliśmy. Magda wyszła po mnie na stację i pojechałyśmy do niej. Siedziałam u niej prawie do 23ciej. W między czasie smsowałam z Mat. Zastanawiałam się, kiedy mam z nim porozmawiać o tych nieudanych akcjach ze mną, ale nie chciałam dzisiaj, bo miał urodziny. Jednak sam zaczął temat, najpierw dziękując za super prezent. No i dalej poszło samo. Chyba miał foszka, ale oczywiście próbował mi wcisnąć kit, że żartował. Yhy, jego żarty - nieżarty... Napisał dobranoc, a potem znowu wymieniliśmy kilka sms, aż w końcu chyba usnął. Może mi jutro odpisze, zobaczymy. No w każdym razie - sobotę i niedzielę nie zaliczam do najlepszych dni. Czułam się bardzo nieswojo i niewygodnie - nie lubię tego.
piątek, 3 stycznia 2014
Po świętach.
No więc wstałam o 7:00. Zapomniałam, co robię, jak wstaję do szkoły, makabra xD. Tak dawno nie jeździłam do niej. W pośpiechu szybko się ogarnęłam, spakowałam i poleciałam na pociąg.
Witaj szkoło! Wok, geografia, pp, wos, rosyjski - nuda, matma - jak dobrze, że poszłam, znowu bym nie ogarniała xD. Zadanie domowe z matmy? "Odpocznijcie po przerwie świątecznej!" - super xD. No i po szkole...
W drodze do domu wstąpiłam do plastyka. Kupiłam nareszcie białą kredkę! Teraz to się zacznie jazda bez trzymanki :D. Weź się naucz taką rysować na czarnej kartką... Totalna dezorientacja! Ale jakie super :D!
W domu w sumie nie robiłam nic szczególnego. Usiadłam na kompa, bo Arek ma odwyk (karę) i siedzę do tej pory. Pisałam z Mat., z Magdą. Zjadłam coś. No i w sumie tak bardzo chciałam wypróbować tą bialą kredkę, że w końcu nic nią nie porysowałam. Bywa. Potem wypisałam urodzinową kartkę dla Mat. Starałam się pisać czytelnie i prosto - najtrudniejsze, co mogło być. Taaaaak okropnie bazgrole. Niedawno skończyłam malowac paznokcie. Jutro jego imprezka urodzinowa, trzeba wyglądać jak człowiek. Zresztą, co to jutro będzie? Boję się. Boję się jego znajomych... Nie nadaję się do rozmowy z dużą grupą ludzi. Zachowuję się jak dzik... Nie wiem, co mam powiedzieć, nic nie wiem. Jeeeeeju. A w niedziele urodziny jego młodszego brata, to już w ogóle nie wiem, co to będzie xD. Będę siedzieć na obu bibkach sztywno i głupio się uśmiechać, jak zawsze... Tak to ja już jestem! Głupiutka xD.
Dobra. Jutro sobota. Wstanę rano i posprzątam wszystko, jak zawsze. Potem pociąg i do Mat. Chyba zostaję u niego na noc. Daleko mieszkam od miasta i nie ma sensu, żebym tak się ciągle, w kółko po nim kręciła. Dobra, idę spać. Głowa mnie rozbolała. Właściwie zatoki. Będę chora? Nieee ;x.
Witaj szkoło! Wok, geografia, pp, wos, rosyjski - nuda, matma - jak dobrze, że poszłam, znowu bym nie ogarniała xD. Zadanie domowe z matmy? "Odpocznijcie po przerwie świątecznej!" - super xD. No i po szkole...
W drodze do domu wstąpiłam do plastyka. Kupiłam nareszcie białą kredkę! Teraz to się zacznie jazda bez trzymanki :D. Weź się naucz taką rysować na czarnej kartką... Totalna dezorientacja! Ale jakie super :D!
W domu w sumie nie robiłam nic szczególnego. Usiadłam na kompa, bo Arek ma odwyk (karę) i siedzę do tej pory. Pisałam z Mat., z Magdą. Zjadłam coś. No i w sumie tak bardzo chciałam wypróbować tą bialą kredkę, że w końcu nic nią nie porysowałam. Bywa. Potem wypisałam urodzinową kartkę dla Mat. Starałam się pisać czytelnie i prosto - najtrudniejsze, co mogło być. Taaaaak okropnie bazgrole. Niedawno skończyłam malowac paznokcie. Jutro jego imprezka urodzinowa, trzeba wyglądać jak człowiek. Zresztą, co to jutro będzie? Boję się. Boję się jego znajomych... Nie nadaję się do rozmowy z dużą grupą ludzi. Zachowuję się jak dzik... Nie wiem, co mam powiedzieć, nic nie wiem. Jeeeeeju. A w niedziele urodziny jego młodszego brata, to już w ogóle nie wiem, co to będzie xD. Będę siedzieć na obu bibkach sztywno i głupio się uśmiechać, jak zawsze... Tak to ja już jestem! Głupiutka xD.
Dobra. Jutro sobota. Wstanę rano i posprzątam wszystko, jak zawsze. Potem pociąg i do Mat. Chyba zostaję u niego na noc. Daleko mieszkam od miasta i nie ma sensu, żebym tak się ciągle, w kółko po nim kręciła. Dobra, idę spać. Głowa mnie rozbolała. Właściwie zatoki. Będę chora? Nieee ;x.
czwartek, 2 stycznia 2014
Wolność.
Rano Arek darł się i darł. Rzucał sie do mamy, że on idzie do szkoły, a ja nie. Mama zaczela wiec krzyczec na mnie. Ja ciagle probowalam spac.Chcialam sie wyspac... to ostatnie dni wolne.Dupa. Arus - egoista, daje czadu.Mama krzyczala, ze nie poszlam do szkoly, ale to by bylo frajerstwo xD. I wstalam o 11. Mateusz wyslal milego smsa :)). No opisalam mu, co mi sie snilo... W pierwszym snie ktos przytulaml mnie od tylu. Spalam w lozku i nagle poczulam te lapy i taki straszny chichot. To bylo takie realne... Staralam sie obudzic, ale nie moglam. Obraz mi zamazywal sie, wibrowal.Wreszcie mi sie udalo. obudzilam sie z krzykiem: mamo! Nikogo jednak nie zbudzilam. 2 sen byl katastrofa lotnicza. Wszyscy pasazerowie umierali, a ja stalam po srodku i ogladalam ich. Byli w sumie dziwnie spokojni... 3 sen, ktory mialam, kiedy mnie zmoglo, a nie chcialam juz snic, byl ze smiercia. Czarna postac z czaszka zamiast glowy i kosa w rece. Mama mowi, ze to dlatego, ze dawno nie bylam u spowiedzi. Cos w tym mozze byc... Potem Mateusz zaproponowal,ze poczeka ze mna az do moich zajec z perkusji. Pozegnalismy sie na gg. Bylismy razem okolo 1,5 h. Najpierw zabral mnie na taka gorke, a tam pokazal ciekawy placyk zabaw. Gora byla niczym taka z krainy Oz. Smiesznie. Potem zabral mnie do pewnego parku. Byl super! I bylo tam okropnie duzo kaczek, ktore sa ekstra. Potem porozjezdzalismy sie. On do domu, ja na zajecia.Zajecia byly spoko. Nowy bit, nowe cwiczenia, nowe kawalki, przy ktorych gralam . Mialam klopot z nowym bitem , ale wkoncu go ogarne...Korepetytor Marcel byl dzisiaj malo chichoczacy, trudno xd... Wrocilam poxno do domu, zjadlam, umylam glowe. Potem podzwonilam po lekvje - nie mam nic do nauki .Potem popisalam z Magda i Mateuszem. A o polnocy zaczelam robic siatke bryly, z ktora Mat. ma klopoty, a musi oddac ja na zaliczenie. Szkoda mi go bylo... Tyle sie meczyl. Chcialam zrobic za niego ta bryle i juz prawie mi sie udalo... ale maly blad i klops. Jutro da mi wiecej wskazowek. Ogolnie zrobil sie inny, jeszcze milszy. To pewnie po sylwestrze xd. Coz... Teraz ide spac.Jutro ide do szkoly : / . Matma .... trzeba. A w weekend masa imprez . Eh..
środa, 1 stycznia 2014
Dzisiaj 01.01
W nocy godzinę z nim leżałam, chciałam go uśpić. Trochę się udało.
Rano obudziłam się. Spałam w sypialni jego mamy. Wstałam około 10tej. Odespałam trochę. Sytuacja trochę mnie przytłoczyła, więć smsowałam z Magdą. Zjedliśmy śniadanie. Słuchał jakiejś swojej ulubionej audycji. Ciągle był taki swobodny...
Wsiadłam w pociąg i pojechałam.
Poszłam do Magdy na kilka godzin. Rozmawiałam z nią. Ta cała sytuacja mnie jednak przytłoczyła. Nie wiem, jak to będzie. Nikt nie ma o nim pozytywnego zdania. Nikomu on się nie podoba. Mi się podoba... Wszystko jest dziwne. Kłociłam się z mamą, o to, czy jutro pójdę do szkoły i nie idę! Nie ma mowy. 2 ostatnie dni przed weekendem iść do szkoły - frajerstwo. Będę spać i odpoczywać.
Zaraz idę powkuwać rosyjski, a potem spać.
Ręka mnie boli, serce mnie boli, mózg pęka od myśli. Od wtorku zaczyna się szkoła. Znowu. Umrę. Nie chcę...
Podobno: zauroczenie - to kochanie za wygląd, a miłość - to kochanie za charakter. Hm...
Rano obudziłam się. Spałam w sypialni jego mamy. Wstałam około 10tej. Odespałam trochę. Sytuacja trochę mnie przytłoczyła, więć smsowałam z Magdą. Zjedliśmy śniadanie. Słuchał jakiejś swojej ulubionej audycji. Ciągle był taki swobodny...
Wsiadłam w pociąg i pojechałam.
Poszłam do Magdy na kilka godzin. Rozmawiałam z nią. Ta cała sytuacja mnie jednak przytłoczyła. Nie wiem, jak to będzie. Nikt nie ma o nim pozytywnego zdania. Nikomu on się nie podoba. Mi się podoba... Wszystko jest dziwne. Kłociłam się z mamą, o to, czy jutro pójdę do szkoły i nie idę! Nie ma mowy. 2 ostatnie dni przed weekendem iść do szkoły - frajerstwo. Będę spać i odpoczywać.
Zaraz idę powkuwać rosyjski, a potem spać.
Ręka mnie boli, serce mnie boli, mózg pęka od myśli. Od wtorku zaczyna się szkoła. Znowu. Umrę. Nie chcę...
Podobno: zauroczenie - to kochanie za wygląd, a miłość - to kochanie za charakter. Hm...
2013/2014
31 grudnia 2013 - sylwester
Pojechałam do lekarza, żeby przepisał mi receptę na tą rękę. OK.
O godzinie 16tej byłam na dworcu. Mateusz już na mnie czekał. Chciałam kupić białą kredkę, wiec poprosiłam go, żebyśmy poszli do pobliskiego plastyka.
Chcę namalować zespół basisty ;>. Mówił, że byłoby super, bo niestety wcześniejszy rysunek był niestety z jego nieulubionego zdjęcia. OK.
Potem pojechaliśmy do niego. Wszyscy szykowali się do wyjścia, a my zaczęliśmy naparzać w grę, kilka godzin, aż zostaliśmy w domu tylko my. Włączył jakąś płytę, chciał mi pokazać jakiś wokal. Trochę się przy niej poprzytulaliśmy. On miał wszystko zaplanowane. Nocowałam u niego, chata wolna - można coś zdziałać. No i poszliśmy trochę dalej niż zwykle. Macanki stały się naprawdę "intensywne". Nie robiliśmy dzieci, było po prostu coś nowego. Starałam się, chciałam, aby mu było przyjemnie. Chyba mi się udało. Znaczy... raczej w 90%, ale tylko ja o tym wiem. Mnie raczej nie udało mu się "zdobyć". Troszkę nieporadne i bolesne. Jednak w sumie było miło... no, ale. Na tym zakończę wywód. Napiszę jeszcze tylko tyle... że był to emocjonujący sylwester. Nie wiem, czy jakoś on mnie nie zmieni, czy byłam gotowa? Nie wiem.
"Zamiana ról?"
Dawno mnie nie było. Wszystko w skrócie.
Wrzesień
No to pierwszy dzień szkoły.
W sumie nie mogłam się doczekać, aż do niej wejdę. Mówiłam wszystkim, że będzie okropne. Pan Oktawian mówił, że lata liceum są najlepszymi w życiu. Okłamał mnie XD. Okropność, ale o tym potem.
Rozpoczęcie roku. Wyszłam za tłumem na dziedziniec szkoły. Wyglądał trochę jak ten w Hogwarcie, ale to nieważne. Nikogo nie znałam. Włączyłam grę na telefonie. Stałam samotnie pod ścianą i grałam. Śmiałam się sama do siebie - czułam się wtedy jakoś lepiej. Oszukiwałam siebie, myśląc, że będzie lepiej. Pierwsze dni w szkole - straszyli nas.
Po 2 tygodniach od rozpoczęcia szkoły zaczęła się prawdziwa szkoła. Nauczyciele zaczęli nas cisnąć. Zaczęłam psychicznie wysiadać. Wszyscy znajomi, których często spotykałam na dworcu opowiadali o swoich super klasach i swoich super szkołach. Smutek. Nie mam jakiejś super klasy... 30 osób. Same geniusze. Każdy wbrew pozorom troszczy się o swoją dupę. Każdy chce mieć rację. Nie lubię tego. W podstawówce i w gimnazjum miałam najlepszych ludzi. Nie uczyli się, byli po prostu ludzcy. W mądrych ludziach zanika człowieczeństwo. Dlaczego? Dziwne... Egoiści, wszędzie egoiści.
Październik
Wysiadam psychicznie.
Dostałam pierwszą jedynkę - z fizyki. Oceny nie są najlepsze. Angielskiego - niecierpię. Rosyjski jest ekstra. Wf jest ekstra. Nic nie rozumiem na matmie - modlę się o zdanie. Fizyka - kobieta jest chyba nienormalna... Boję się, czy czasem nie zdam.
Z Mateuszem miałam spinę. Czułam się jak zastępstwo. Ciągle mówił jakie blondynki są piękne i to przy mnie, przy własnej dziewczynie... i po co? Bez sensu. Jestem zakompleksioną, pesymistyczną dziewczyną, a on mnie jeszcze dobija. Powinnam przy nim czuć się wyjątkowa, piękna, jedyna w swoim rodzaju, powinnam przy nim czuć się nieziemsko. Dupa. Dojeżdża mnie na każdym kroku. Lajkowanie fanpejdżu z blondynkami. Cios za ciosem. Jestem wierna pod każdym względem raczej, a on odpitala jakieś... Br... Nie wiem, co myśli. Nie rozumiem, co robi. Mówi pierdoły.
Listopad
Gadałam z Magdą. Wreszcie po prawie miesiącu wybuchłam - powiedziałam Mateuszowi, co mi nie pasuje, że czuję się źle... Palnął jakieś głupie słowa... Znaczy tak brzmiały, ale dobra. Chyba pisał szczerze, nie chciał mi nigdy sprawiać przykrości. No dobra... Powiedzmy, że wierzę. Ale powinnam mu od zawsze wierzyć? Powinnam...
W szkole cisną i cisną. Zapierdziel, bo zbliża się koniec roku. Bronię się z fizyki, bo mam zagrożenie. Może się wybronię, zobaczymy. Psychiocznie wysiadam. Płaczę każdego dnia. Ambicja idzie się pieprzyć. Powoli tracę radość życia. Tęsknię za gimnazjum, za wszystkimi przyjaciółmi.
W szkole poznałam Julkę i Patrycję. Są okej. Bardziej jakoś dogaduję się z Patrycją. Julce jeszcze jakoś dobrze nie wierzę... ale dobrze jej patrzy z oczu.
Nie myślę już tyle o basiście. Trochę mi przeszło. Kontakt się urwał, może to i lepiej. Zajmę się Mateuszem. Tak będzie lepiej.
Grudzień
No to grudzień. Już coraz bliżej do świąt. Nie mogę się ich doczekać. Muszę odpocząć. Jest mi już wszystko obojętne. Wypieprzyłam na tę całą szkołę. Jestem teraz tylko bez życia... Czy na tym polega dorastanie, wkraczanie w ten dorosły świat? Tracisz wszelką nadzieję na lepsze jutro, jesteś przybity, w dupie masz wszystko, myślisz tylko o tym by jakoś przeżyć kolejny dzień? Czy tak raczej myśli samobójca? Dziwnie...
Jest trochę lżej. Większość ocen jest wystawionych. Zdałam z fizyki. Poprawiałam sprawdzian na 2+, a miałam odpowiedzi xD. Kobieta odliczała za wszystko punkty... Masakra.
Zrobiliśmy sobie w klasie mikołajki. Dostałam okropny prezent. W ogóle... Ostatnie tygodnie były okropne. Zastanawiałam się, czy to nie czasem dlatego, że już od dawna nie byłam w kościele... To takie dziwne... że o tym piszę. Ale czuję jednak, że jestem związana jakoś z Bogiem. Lubię go, on jest we mnie, to druga ja. No, ale wracając do prezentu, to był okropny... Dostałam bluzkę z zespołem, którego nienawidzę xD... I kilka cukierków + czekolada pistacjowa?! - fuj. Pisałam na fb, że chcę tylko dużo słodyczy, ale po co mnie słuchać... Damn.
Potem na przerwie wpadł Mateusz. Wpadł z dwoma kolegami. Dzida i Krystian - byli spoko oko. Dał mi pakunek i kazał odpakować w domu. Napaliłam się trochę, ale boję się niespodzianek... W domu okazało się, że był to kubek z bajkową blondynką, którą niby byłam ja - AHA XD. Dobra, przemilczę.
Oceny wystawione. Średnia 4,37 XD. Jak ja to zrobiłam? I dostałam jeszcze na koniec z chemii 5+! Wow!
Wróciłam do rysunku z basistą. Chciałam go skończyć i mu wysłać w prezencie na święta. Udało się. Przed dzień świąt przyłożyłam się i dokończyłam. Efekt był, jak to wszyscy pisali - zajebisty. On też tak napisał. Jest teraz między nami dobrze. Traktuję mnie teraz radośnie. Wypieprzył na mnie, nie dziwię się, ale bywa. Oby był tylko szczęśliwy :). Nigdy o nim nie zapomnę.
Szukałam od dłuższego czasu spełnienia w życiu, jakiejś rzeczy, która by mi uświadomiła, że moje życie nie jest takie bez sensu. Chciałam mieć pasję, hobby i teraz mam - gra na perskusji. Zaczęłam chodzić na zajęcia z perkusji. Cudownie! Czuję się z nią połączona... Muzyka, te dźwięki. Po prostu piękne. Mój korepetytor Marcel jest genialnym nauczycielem. Kiedyś może uzbieram na tą perkusję... kiedyś... albo nie. Póki co jednak cieszę się każdą sekundą tą w studio. Cudowna. Kupiłam nawet pałeczki - miodzo. Teraz jestem człowiekiem z hobby. Może to głupie... jednak zawsze marzyłam o tym, by być w czymś dobra. Może z perkusją się uda?
Święta. Krzysiek przyjechał z Darią. Kłocili się strasznie. Krzysiek jest o wszystko zazdrosny... taka jego natura. Nie jadłam dużo, jakoś nie miałam ochoty. Może żyłam miłością :)? Chciałabym chyba wreszcie usłyszeć te dwa magiczne słowa. Byłoby naprawdę miło. Jednak chyba jeszcze trochę poczekam :P. Tak zapewne musi być. Wpadł na święta Mateusz. Rodzina zjechała się. Poznał siostrę mamy i jej dzieci, a moich kuzynów, Krzyśka z Darią też. Nie był to jakiś wyśmienity dzień. Chciał spędzić ze mną trochę czasu, a ja zajmowałam się małą kuzynką. Trudno. Jakoś to zniósł. Dałam mu jego prezent. Czerwono-granotowa koszula. Był zachwycony :)). Jego mamie też się podobała.
Czuję z nim coraz silniejszą więź. To, czy go kocham, jakoś nie chce mi się objawić czystą odpowiedzią w głowie i na ustach. Tak chyba już mam. Ale to może przez jego zachowanie. Jest dziwny XD. Dziwnie się zachowuje, tak nieokreślono. Nie wiem, jaki ma do mnie stosunek... Albo może to moja wina? Bo ja jestem jeszcze taka jakaś niecałkiem przy nim swobodna i otwarta? Tak, pewnie to... Potrzebuje czasu. Najwyżej zerwie ze mną, trudno ;P. Może zrywać, dlatego, że, np. jestem mało swobodna, ale jakby miał zerwać dla jakiejś innej, to bym chyba nie przeżyła...
Od Magdy dostałam wymarzonego,gigantycznego misia - Horacego! I super dużo słodyczy z samą kinder niespodzianką ^^. No to po świętach. Odpoczywam. Jest lepiej. Chcę mi się więcej śmiać. Potrzebowałam tego... Potrzebowałam.
Poszłam z Mateuszem i jego mamą do teatru. Było bardzo fajnie. Raz tak mnie przytulił, że czułam, że mam wszystko.
Dostałam zaproszenie na sylwestra od Mateusza. Pierwszy sylwester bez Magdy. Miałam mieszane uczucie do tego zaproszenia, ale poszłam. Bo kto wie, jakie to zamiary miał mój starszy boyfriend?
Subskrybuj:
Posty (Atom)