Lipiec.
Nie był to zbyt emocjonujący miesiąc, no może ostatni tydzień był super, bo Mateusz wrócił z 3 tygodniowych wakacji. Najpierw pojechał w odwiedziny do jednej znajomej, a potem z rodziną na wypoczynek do kolejnego kraju. Wcześniej był w kinie z jakąś swoją koleżanką. Mają kinową tradycję, no i tak chodzą do kina od 5 lat. Nawet mnie zapraszał w jej imieniu do kina, bo chciała mnie poznać, ale odmówiłam. W sumie, jak usłyszałam tą propozycję, to mnie zatkało. Myślałam, że niecierpi chodzić do kina, co jasno mówił, a tu nagle taka niespodzianka. Zresztą mnie nigdy nie zaprosił , ani nie proponował, to i ja nigdy go nie zapraszałam. Poczułam się bardzo urażona i mało ważna... To było niesprawiedliwe zachowanie, dlatego wkurzona poszłam sobie sama do kina na film, na który byłam od dawna napalona. Chciałam nawet iść z nim i już to chciałam zaproponować, ale tak marudził, że stwierdziłam, że dam sobie siana, a potem zaprasza mnie do kina z tamta koleżanką... Było mi głupio jak cholera i to uczucie tkwi we mnie do teraz. Myślałam, że jestem zdolna do wybaczania, ale chyba oszukuję samą siebie. Jestem ciągle o to wkurzona na niego. Potrzeba teraz dużo czasu, żeby to we mnie wyciszyło się, bo wszystko tak cholernie pamiętam... To było w cholerę niefair. No, ale na tym się nie skończyło. Dalsza część będzie w sierpniu...
Kiedy tak był na tych wakacjach, myślałam sobie dużo o tej sprawie z kinem. Nie dawała mi spokoju, ale starałam się jakoś być. Poszłam sobie sama na ten film. Spotkałam się wreszcie z Tomkiem. Było naprawdę sympatycznie. Dużo mówił, trochę dużo marudził, ale jest spoko xD W ogóle mamy świetne relacje. Naprawdę jest spoko i cieszę się, że z kimś mogę być tak 100% szczera. On jest moim przyjacielem. Kolejne dni siedziałam na tyłku. Pomagałam coś rodzicom i tyle. Potem wrócił Mateusz i wreszcie się spotkaliśmy. Tęskniłam.
Sierpień.
Spotykałam się z Mateuszem. Na początku jakoś miesiąca wspomniałam o tym jego chodzeniu do kina. Pokłóciliśmy się. Miał moją sytuację za slaby powód do kłótni. Było mi smutno, czy to nie był wystarczający powód? Nie chciałam się kłócić, nie lubię tego, ale jego brak wyrozumienia dla mnie i dawanie uczucia mi, że jestem jakaś desperatką, której się nudzi, bo nie ma przyjaciół, wiec wyżywa się na nim, tylko podniecały moje zdenerwowanie. Byłam zła na niego, że nie próbuje mnie zrozumiec. "To jest głupie" - tylko tyle miał do powiedzenia. Wtedy poczułam, że nie zwariował na moim punkcie. Jakby zwariował, to by mógł trochę się ugiąć, schować dumę i poglądy do kieszeni, a przytulić mnie i powiedzieć, że rozumie powód do mojej złości. A tak, zrobił ofiarę z siebie... Czego ofiarą? Potem wszystko jakoś się wyciszyło, a ja postanowiłam zmienić sie. Byłam za dobra dla niego. Postanowiłam zacząć mieć jakieś granice. Postanowiłam być dla niego taka sama jak on dla mnie. Radził mi, żebym coś ze sobą zrobiła, jak tak mi źle, więc to zrobiłam. W przedostatnim tygodniu zaproponował mi wyjazd do jego rodziny. Zgodziłam się i pojechaliśmy na 3 dni. Było naprawdę sympatycznie. Od razu o powrocie do domu, pojechałam do starszego brata. Jechaliśmy z jego znajomymi do Katowic na jedno show. Było CZADERSKO. Takie coś to ja lubię. W międzyczasie dostałam od jego kolegi mały bukiecik kwiatów. Jeju, jak mi było wtedy miło. Poczułam się taka piękna. To głupie... ale dawno się tak nie czułam. Pamiętam, jak czułam się słaba, bo Mateusz ciągle o tych blondynkach... ale staram już się nie myśleć o tym. Ten bukiet dał mi do myślenia. Jestem młoda, a mężczyzn jest wielu i każdy jest inny. Na koniec miesiąca strasznie pokłóciłam się z Mateuszem. Stwierdził, że wie już, że chodzenie do kina jest dla mnie ważne, więc mnie wziął do kina. Nie chodziło o ważność... Chodziło o to, że chociaż raz mógł mnie wziąć, jak już tak jednak chętnie do niego chodzi z innymi. No, ale. Wkurzyłam się niemiłosiernie na niego. Pisalam mu, że już nie musi mnie brać do kina, że nie chce, ale on teraz sie opamiętał... Prawdopodobnie zbyt ostro zareagowałam, bo wkurzyłam się o to i nie odzywałam się resztę dnia, ale chłopak naprawdę potrafi nieźle zaskoczyć. Ja nie wiem.. Muszę mu pisać na kartce, co jest dla mnie ważne? Nie domyśli się po ciągłym gadaniu np. o kinie i takim "nie mam z kim isc,hmm, chyba pojde sama". Lol XD. No, ale dobra. 3 dni nie pisaliśmy jakoś, a wcześniej kłótnia i pisał wiele słów, bolesnych, które utkwiły mi w pamięci i nie wiem, co myśleć. Było drętwo. Teraz jest dobrze. Całkiem dobrze. Straciłam dla niego głowę, myślałam, że on dla mnie też, ale chyba raczej nie. No i pytanie: po co ja w takim razie jestem z nim? Sama nie wiem... Nic nie wiem. Dlaczego miłość jest taka skomplikowana? Czym właściwie jest miłość?
Wrzesień.
No to początek roku szkolnego. Wyrwałam Mateusza na zakupy i kupiłam cudowne buty *-*, a wczesniej zrobiłam zakupy... jakaś bluzka, etc. - żałuję. Mama ma teraz okropne wydatki na te pieprzone książki, aż mi żal dupę ściska o te zakupy... Jest tak mało kasy...
Kolejne dni w szkole zapowiadają się pracowicie i to cholernie. Boję się, ale póki co mam miłe odczucie w sobie, tak po prostu. Czuję się póki co dobrze. Strasznie nie lubię lekcji angielskiego, są okropne. Ciągły stres, że aż porażka...
Rodzice zaczęli ze sobą rozmawiać. W sierpniu pokłócili się o Krzyśka. Tak bardzo, że nie rozmawiali chyba z 3 tygodnie ze sobą. Było okropnie. Mówiłam o tym Mateuszowi, a on powiedział, że przejmuję się gównianym kinem bardziej niż nimi. Zabolało. Znowu usprawiedliwiał się moimi zwierzeniami. To stworzyło jakąś blokadę przed zwierzaniem się mu. Pewnie jak mu to bym powiedziała, to by powiedział "nie ufasz mi, aha, to po co jestesmy" , no, ale czy on nie widzi, że sam jest sobie temu winien? Jestesmy po to, żeby było wesoło. On lubi wesołe momenty, więc. Rodzice zawsze się kłócą... a on jest dla mnie ważny tak samo. Kino = on, więc, o co chodzi... Nie chcę już myśleć o tamtych złych momentach. On nie stara się domyślać, trudno, taki już jest. Z czasem wyjdzie, co to będzie, co to było. Póki co, ja jakby wszystko buduję w sobie na nowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz