wtorek, 10 czerwca 2014

Od maja do 10 czerwca.

Maj. 
Rozpoczęły się matury. W szkole było luźnie. Na lekcjach ciągle były zastępstwa. Majówka. Byłam na rekordach Guinessa. Mateusz z kolegą z Warszawy wziął gitary i poszli grać - rekord pobity. Pamiętam, że zaczęło wtedy lać, jak z cebra. Padało, ale wszyscy grali. I tak to było. Zgadałam się z Magdą. Dałam jej szansę, już ostatnią. Nie działa to wszystko do teraz.. Jest dziwnie, oddalamy się od siebie. Ona jest dziwna. Chamska dla mnie jak nigdy. Mówi ciągle głupoty... może taki wiek. No nieprzyjemnie w każdym razie. Maj zakończył się sprawdzianikiem z biologii. Udało się na 5!

Czerwiec. 
Czerwiec ani trochę nie jest super. Jest okropny. Bałam się, że nie zdam z matematyki, ale zdaję. Dzisiaj poprawiałam jedynkę, pierwszy raz w tym toku szkolnym. Starałam się zrozumieć ten materiał... Tak bardzo. Przecież chodzę na korki do p.Michała. On mi wszystko genialnie tłumaczy...Ale nie... Matematyczna musi zawsze coś dowalić... Nie widzi, że problem nie jest w nas, a w jej nieumiejętności tłumaczenia? Zapierdziela. O fizykę też się bałam. Głupia dostałam 1+ ze sprawdzianu, bo nie zauważyłam zadań... a mialałbym 3 i na koniec roku też! Tak muszę iść w poniedziałek i poprawiać... We wtorek geografia... Kartkówka, ale boję się jej... Nie mogę dostać jedynki ani dwójki, najlepiej cztery i będzie ok, żeby utrzymać to 3. Jutro kartkówka z chemii. Też się boję. Niby się uczyłam, ale jednak wiem, że nic nie wiem... Da kartkę, zamuruje mnie, spanikuje,będzie 3 i 3 ,nie daj Boże, na koniec roku... Tak starałam się. Ciągle sie staram, uczę...I wszystko na przekór. Tyle przeciwności. Czuje się głupia...Im dłużej jestem w tej szkole, tym bardziej załamuję się. Teraz to już w ogóle mam stan depresyjny, ale ciągle uśmiech...
To tak żałosnie brzmi, to, co piszę, ale tak jest. Chcę komuś pomarudzić, wygadać się, chcę współczucia i pomocy. Nie mam przyjaciół... Takich prawdziwych. Nie mogę z nikim szczerze porozmawiać. Chciałabym z Mateuszem, ale to jakoś nie działa, jest wtedy głupkowato, on dziwne słowa mówi... Ostatnio się zwierzyłam, bo bardzo mnie dołowała matma, to w sumie mnie pojeżdżał jeszcze. Wszystko mnie dojeżdża... Mam kompleksy. Tyle ładnych koleżanek w klasie, każda tak ładnie ubrana, a ja.. a ze mnie już cisną, że ciągle chodzę w czarnym... Ani ładna, ani brzydka nie jestem. Taka średnia, że aż gówniana. Nie czuję się dobrze w swojej skórze... Nie mam bodźców do poczucia się piękną. Nie mogę przestać dołować się faktem, że one potrafią tak ładnie wyglądać, a ja tylko czarne i czarne, nic dziewczęcego. Byłam na 3-4 zakupach i na żadnych nic. Przymierzałam sukienki i przymierzałam i w każdej okropnie. Nic nie ma dla mnie... jestem nieforemna. Nie chcę już nosić okularów. To one nie pasują. Moja twarz nie pasuje. Nic nie pasuje.. Jestem zwykła. Chciałabym ładną sukienkę, ale tak jej chce, że już wiem, że jej nie będę mieć. W piątek może pojade z mamą na zakupy. Może coś kupię. Może kupimy mi soczewki. Dzisiaj znalazłam ładny makijaż dla mojego oka. Pomalowałam, a mama zobaczyła. Mówiła, że ładny. Jutro pójdę bez okularów.
Chciałabym poczuć się ładnie...
jestem bez emocji. żyję automatycznie.
nie mam przyjaciół.
nie mogę z nikim porozmawiać, wszyscy mnie zlewają.
brzydko się ubieram.
źle wyglądam.
nie lubię swojej twarzy.może to taki wiek depresji... pewnie przejdzie... ale i tak boli mnie najbardziej, to jak zamknęłam się na świat. jest przy mnie tylko Mateusz. jednak czasem wydaje mi się, że jemu pasuje, kiedy mało mówię i nie lubi dużo słuchać, wiec mało mówię...
powiedział, ze nie zobaczymy się w ten weekend. ciągle go przytulałam, tak na zapas. pytał, czy było mi smutno. powiedziałam: nie. kłamałam. jest mi bardzo smutno. nikogo przy mnie nie ma. nikt się mną nie interesuje. nikt nie chce mnie wysłuchać, tylko ja mam każdego.
chcę coś zmienić w życiu...ale to się nie udaję, nie uda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz