czwartek, 5 listopada 2015

Listopad 2015

5.10.2015Listopad.
Rok temu zaczęłam nowe życie. Zmieniło się wszystko. Jestem zupełnie inną osobą.
Nie czuję już presji szkoły, przyzwyczaiłam się do ciężkiej roboty. Niedługo matura. Skusiłam się na korki powtórzeniowe z chemii. Pomogły. Zaczynam umieć więcej; poznaję ją bardziej i zaczynam lubić.
Rok temu założyłam konto na jednym portalu randkowym, chyba rok temu. Nie pamiętam, było ich za dużo. Zaczęłam pisać z różnymi ludźmi - facetami. Pierwsze, drugie... dziesiąte spotkanie, totalnie bez zobowiązań. Tak było. To było dobre. Pomogło mi. Czułam się totalnie sama. Nikogo przy mnie nie było. Nikt nie chciał mnie wysłuchać. Pocieszałam się nimi. Nikt tego nigdy nie zrozumie. Będziecie mieli mnie za nieszanującą się dziewczynę, ale ja po prostu nie miałam wyjścia.
To był jedyny sposób, żeby poczuć się ważną. Jeden napalony facet, czekający na mnie cały tydzień. Cudowne. Czułam się ważna.
W maju poznałam kogoś. Znowu bez zobowiązań, ale nagle wyszło, że jednak mogą być jakieś zobowiązania. Cudowny był, ale jednak tylko lubił mnie za to, że go akceptuje; rozmawialiśmy jedynie o nim. Moje wnętrze jak nigdy nie zostało przejrzane przez nikogo, tak nadal nie było. Wyjechał z kraju - po problemie.
Wakacje. Zaczęłam znowu przyjaźnić się z Magdą. Błąd. Jest totalnie durna. Nie lubię jej. Całe życie była postrzegana przez ludzi jako aniołek, a ja byłam tą złą. Jest wredną, plotką, która nigdy nie zasługiwała na moją przyjaźń. Potrafi tylko obrabiać dupę. Dotarło to do mnie po 10 latach.
Od sierpnia do października spotykałam się z jednym takim muzykiem. Poznałam go na jakimś koncercie; byłam pijana. Durna plotkara namówiła mnie na alkohol. Już się z nim nie spotykam. Było śmiesznie, ale miał na mnie totalnie wyrąbane. Wiedział, że ma jedną jedyną szansę, a i tak nie odprowadził mnie w nocy do domu, więc kij mu w dupę.
Poznałam Romana. Praktycznie codziennie piszemy ze sobą smsy. Mieszka 100 km ode mnie, trudno się spotkać, ale w końcu się spotkamy, niedługo. Piszemy o wszystkim i o niczym. Nie odkrywa mojego wnętrza, ja nie odkrywam jego, nie zostanie moim przyjacielem. Nie wiem, czego chce ode mnie. Nie słucha mnie za dobrze, ale lubię, kiedy odpisze mi długą wiadomością na wiadomość. Nie wiem, czy dąży do przyjaźni czy czegoś więcej, nie wiem. Nie piszę m u o jakichś moich miłosnych przygodach.
Znowu jest źle. Znowu czuję się totalnie sama. Teraz jestem zupełnie sama. Nie mam przyjaciół. W domu nie mam wsparcia, czuję się jak zwierzę w hodowli, tylko mnie utrzymują i karmią. Nie wiem, jak wygląda normalna rodzina, albo chociaż trochę bardziej normalna. Nie wiem, jak dogaduje się małżeństwo, nie widzę tego w domu. Niedługo święta, a ja już wiem, że mój ojciec będzie naburmuszony i żadnych świąt nie będzie, albo będą, ale totalnie do dupy.
Nienawidzę tego, co jest wokół mnie. Nikt nie traktuje mnie poważnie. Nikt nie troszczy się o jakieś spotkanie ze mną, nie nalega. Mężczyźni. Zaczynamy kręcić i oni momentalnie zaczynają się o mnie nie starać. Nie chcę być wredna i rzucać się o wszystko. Dlaczego po prostu nikt nie może obiektywnie mnie szanować i być? Zazdroszczę innym dziewczynom szczęścia. Z dnia na dzien jestem coraz bardziej smutna i wredna. Nie mam ochoty wychodzić do ludzi. Chodze na koncerty, lubię muzykę, odpręża  mnie, wyciska emocje ze mnie. Z nią jest lepiej. Lubię patrzeć na ludzi z pasją. Tak jest lepiej.
Kurwa, jestem tak cholernie sama, smutna. Nie mogę z nikim porozmawiać. Czuję się żałośnie.
Chciałabym kiedyś wychować dwoje ludzi. Nie wiem, czy do tego dojdzie. Im częściej myślę, że nie popiję tych cholernych tabletek alkoholem, tym bardziej zaczynam myśleć, że jestem jednak zdolna do tego.
Ale lubię życie. Bardzo. Lubię ludzi. Ale dlaczego tak bardzo wy mnie nie zauważacie? Czuję się jak duch, jestem duchem.
Mamo, przepraszam, że ciągle do Ciebie krzyczę i wyżywam się na Tobie. Kocham Cię, ale nigdy się nie dogadamy. Jesteśmy inne. Ja jestem totalnie smutna. Nie mam sił odpowiadać Ci na banalne "co tam w szkole". Szkoła to nie wszystko.
Jeżeli umarłabym, to gniewaj się i nie smuć, widocznie to był jedyny sposób na moje szczęście. Ja sobie nie poradziłam ze światem.

Od grudnia 2014 do 1 lipca 2015...

Grudzień.
Pamiętam, że był fatalny. Zostałam sama.

sobota, 22 listopada 2014

Od października do listopada.

Szkoła mnie zmęczyła.
Mam moją czerwoną bluzkę. Dzięki babci... Jest piękna, ale kojarzy mi się z cierpieniem.
Dodałam ogłoszenie na gumtree, że chętnie poznam nowe osoby. Poznałam kilka, ale wszystko od razu się rozpadło.
W listopadzie napisałam do Mateusza, że źle się czuję przy  nim. Myślałam, że, kiedy na spokojnie mu wyjaśnię, że coś jest nie tak, to on postara się coś z tym zrobić. Odpisywał mi chłodno i chamsko. Chorował, więc nie widzieliśmy się 2 tygodnie i mieliśmy 3 się nie widzieć, ale napisałam, to, co napisałam i zobaczyliśmy się po 2 tygodniach. Jednak nic mi podczas spotkania nie wyjaśnił, nawet nie zamierzał, zachowywał się jak gdyby nigdy nic: jestem chory jeszcze, może pogadamy za tydzień. Po całym spotkaniu napisałam mu smsa, że rozczarował mnie swoim zachowaniem. Spotkaliśmy się wczoraj - piątek, 21 listopada, 2 dni przed naszym 17 miesiącem. Powiedział mi, że od pół roku wiedział, że nie będzie ze mną na zawsze, że fascynacja minęła. Był ze mną, bo jestem wspaniała i miło spędzało mu się ze mną czas. Poczułam się wykorzystana. Wykorzystana perfidnie tylko do macanek, a tak bardzo go lubiłam... Zerwał ze mną. Już się nie znamy. Miałam wtedy na sobie piękną, czerwoną bluzkę...
Chcę kupić perkusję.

sobota, 25 października 2014

Od 8 września do 25 października, do dzisiaj.

Wrzesień. 
Nie pamiętam dokładnie wszystkiego. Nie pamiętam dokładnie wszystkich uczuć z tego okresu.
W szkole zaczęli cisnąć. Jest bardzo dużo nauki. Nie mam prawie na nic czasu. Wracam ze szkoły i siedzę w książkach, a potem spać. Nawet kiedy nie mam za dużo zadane, to robię wszystko na później wcześniej, żeby potem nie ześwirować. Jest ciężko. Niby fizyka lajt, ale jednak czuję się taka głupia... W ogóle nie umiem jej zrozumieć... Matematyka. Zaczęłam semestr od dwóch 3. Piękny wynik. Aż sama się sobie dziwie. Chemia... Chemia mi idzie równie do dupy co fizyka... Dużo kartkówek, ciężkie sprawdziany... Uczę się, a i tak dostaje marne 2, 3+ góra... bo zapomniałam jednej małej rzeczy. Paranoja..Co do relacji w klasie. Przyzwyczaiłam się do wszystkich. Są inteligentni,więc muszą być dziwni i zbyt szczerzy.
Ogólnie... to nie nawiązałam żadnych nowych przyjaźni. Raczej stoję w miejscu. Pisuję sobie z Tomkiem i Ewelinersem, kiedy jest czas. No i oko, wystarczy mi. Często spotykałam się z Mateuszem, póki miał czas. Cudownie. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz przychodził po mnie po szkole. Ogólnie no to jest wspaniale. Częstsze spotkania i jest bardziej cukierkowo i kochanie. Takie rzeczy to ja lubię, Chyba się bardziej na niego otworzyłam. Jestem bardziej sobą. Chociaż nie wiem, czy jestem sobą. Czuję się jakbym się zgubiła.

Październik. 
Szkoła... Gadałam z anglistką. Powiedziałam jej, że raczej nie mam talentu do angielskiego. Staram się, ale się nie udaję... Jakoś chyba to zaakceptowała. Już mnie tak nie jedzie.. Jedno zmartwienie mniej. pierwsza jedynka z fizyki. Trudno... Nie daję rady w tej szkole... Nie mam siły.
W domu sytuacja się polepszyła. Rodzice już się tak nie kłócą. Za to mama nie rozmawia z Krzyśkiem, a właściwie on z nią. Natomiast sytuacja pieniężna się pogorszyła... Mama żałuje mi już nawet na lizaka za 80 groszy. 80 groszy... Jest ciężko. Rodzice ciągle liczą pieniądze. Były wielkie wydatki na książki, bilety i moje 200 złoty na zakupy... Porażka. Płakać mi się chce, kiedy sobie pomyślę, jak jest cieżko o pieniądze i płacze czasem po cichu. Ostatnio chciałam kupić sobie farbkę do włosów za 8 złoty. Zapytałam najpierw mamę, pozwoliła. Miałam trochę czasu, więc pochodziłam sobie po sklepach. Widziałam taką piękną, czerwoną bluzkę. Bluzka, kurteczka, spodnie - cudowny zestaw. Mogłam o nim tylko pomarzyć. Kolejne niespełnione marzenie. W takim czymś na pewno wyglądałabym jak normalna dziewczyna... W wakacje widziałam piękną sukienkę. Nigdy w nich nie chodziłam, bo rzadko znajdywałam na siebie dobre kroje i wyglądałam jak stara maleńka, ale w końcu znalazłam jedną. Zielono-żółta, w liście, przylegająca do ciała z wyższym dekoltem... Nie kupiłam jej, bo stwierdziłam, że to za dużo za zwykłą sukienkę. Teraz śni mi się po nocach... Poszłabym na jakieś zakupy. Marzy mi ta kraciasta koszula...skórzana bluzeczka. Tak bardzo chcę wyglądać jak te ładne dziewczyny z mojej szkoły.. Tak gustownie ubrane, modne, dziewczęce. A ja taka nijaka... pokraka. Nie ma na to pieniędzy, nie ma na nic pieniędzy. Teraz dostali trochę grosza, więc wreszcie po prawie pół roku pójdę chyba kupić jakieś okulary. Jezu... niecierpię tego  wszystkiego...
Byłam na koncercie z Mateuszem. Było super. Z nim też jest super. Ostatnio wyznał mi, że czegoś nie lubi, co ja bardzo chyba mogę lubić i jakoś tak zrobiło mi się koszmarnie przykro...Mógł mi to wcześniej powiedzieć, nie czekałabym wtedy na to tak ciągle. W ogóle mógł pomyśleć o jakimś kompromisie, ale nie... Nie i koniec. A ja dla niego robię rzeczy, których nie lubię, albo są trudne... No to skoro ja mogę, to czy on też nie może? Słabo... bardzo słabo... Nie będę go zmuszać do niczego, wiadomo, ale no co... Chyba po prostu dałam mu za dużo swobody. Czuję się nieważna. Po prostu ograniczę swoje poświęcanie się dla niego. Widujemy się co tydzień. Nie widzieliśmy się w tym tygodniu. Miał dwie imprezy jakieś i jeden dzień na naukę, no to odpadł nasz dzień. Jestem tym zdołowana. To co mi ostatnio powiedział plus to, że nie mogliśmy się zobaczyć... Jeszcze gardło mnie boli... Byłam jakoś tak stęskniona bardzo za nim w tym tygodniu, ucieszyłam się na to spotkanie i ciągle cieszyłam się i takie rozczarowanie... Jestem wkurzona. Jakby chciał, to by znalazł czas, sposób spotkania się. Nie widzieć się ponad tydzień... prawie 2 tygodnie, Okropność... To tak jakby znowu był na wakacjach... Lipiec... Koszmarny miesiąc. Potrzebowałam go bardzo w tym tygodniu.,, Nie wytrzymam kolejnego tygodnia. Jak piszemy... Jestem dość oschła. Boli mnie to, że znowu jest tak mało spotkań i jeszcze je tracimy.. a na dodatek on nie myśli o kompromisach. Nie wiem, czy długo tak wytrzymam, czuję się jakbym była, ale nie ma poświęceń dla mnie.
Czasem patrzę w lustro i zastanawiam się, Kim jestem. Nie czuję się, jakbym była w swojej skórze. Widzę kogoś, ale go nie znam. To jakaś dziewczyna. A kim jestem w środku? Zauważyłam, że jestem żałosna.. Staram się tak bardzo mieć przyjaciół, zdobyć towarzystwo, że zaczynam wchodzić ludziom w tyłek... Robię się nachalna, zadaję głupie pytanie, byleby tylko podtrzymać rozmowę. Staram się. A oni mnie zlewają po prostu, albo mają za dziwaczkę, głupio nieśmiałą dziewczynkę z durnym zachowaniem, albooo za wredną, cwaną małpę. Bo zaczęłam być też wredna... Jestem po prostu okropna. Kim ja jestem... Nic do mnie nie dociera... Przy Mateuszu nie wiem kim jestem. Kim ja jestem...

niedziela, 7 września 2014

Od 4 lipca do 7 września, do dzisiaj.

Lipiec.
Nie był to zbyt emocjonujący miesiąc, no może ostatni tydzień był super, bo Mateusz wrócił z 3 tygodniowych wakacji. Najpierw pojechał w odwiedziny do jednej znajomej, a potem z rodziną na wypoczynek do kolejnego kraju. Wcześniej był w kinie z jakąś swoją koleżanką. Mają kinową tradycję, no i tak chodzą do kina od 5 lat. Nawet mnie zapraszał w jej imieniu do kina, bo chciała mnie poznać, ale odmówiłam. W sumie, jak usłyszałam tą propozycję, to mnie zatkało. Myślałam, że niecierpi chodzić do kina, co jasno mówił, a tu nagle taka niespodzianka. Zresztą mnie nigdy nie zaprosił , ani nie proponował, to i ja nigdy go nie zapraszałam. Poczułam się bardzo urażona i mało ważna... To było niesprawiedliwe zachowanie, dlatego wkurzona poszłam sobie sama do kina na film, na który byłam od dawna napalona. Chciałam nawet iść z nim i już to chciałam zaproponować, ale tak marudził, że stwierdziłam, że dam sobie siana, a potem zaprasza mnie do kina z tamta koleżanką... Było mi głupio jak cholera i to uczucie tkwi we mnie do teraz. Myślałam, że jestem zdolna do wybaczania, ale chyba oszukuję samą siebie. Jestem ciągle o to wkurzona na niego. Potrzeba teraz dużo czasu, żeby to we mnie wyciszyło się, bo wszystko tak cholernie pamiętam... To było w cholerę niefair. No, ale na tym się nie skończyło. Dalsza część będzie w sierpniu...
Kiedy tak był na tych wakacjach, myślałam sobie dużo o tej sprawie z kinem. Nie dawała mi spokoju, ale starałam się jakoś być. Poszłam sobie sama na ten film. Spotkałam się wreszcie z Tomkiem. Było naprawdę sympatycznie. Dużo mówił, trochę dużo marudził, ale jest spoko xD W ogóle mamy świetne relacje. Naprawdę jest spoko i cieszę się, że z kimś mogę być tak 100% szczera. On jest moim przyjacielem. Kolejne dni siedziałam na tyłku. Pomagałam coś rodzicom i tyle. Potem wrócił Mateusz i wreszcie się spotkaliśmy. Tęskniłam.

Sierpień.
Spotykałam się z Mateuszem. Na początku jakoś miesiąca wspomniałam o tym jego chodzeniu do kina. Pokłóciliśmy się. Miał moją sytuację za slaby powód do kłótni. Było mi smutno, czy to nie był wystarczający powód? Nie chciałam się kłócić, nie lubię tego, ale jego brak wyrozumienia dla mnie i dawanie uczucia mi, że jestem jakaś desperatką, której się nudzi, bo nie ma przyjaciół, wiec wyżywa się na nim, tylko podniecały moje zdenerwowanie. Byłam zła na niego, że nie próbuje mnie zrozumiec. "To jest głupie" - tylko tyle miał do powiedzenia. Wtedy poczułam, że nie zwariował na moim punkcie. Jakby zwariował, to by mógł trochę się ugiąć, schować dumę i poglądy do kieszeni, a przytulić mnie i powiedzieć, że rozumie powód do mojej złości. A tak, zrobił ofiarę z siebie... Czego ofiarą? Potem wszystko jakoś się wyciszyło, a ja postanowiłam zmienić sie. Byłam za dobra dla niego. Postanowiłam zacząć mieć jakieś granice. Postanowiłam być dla niego taka sama jak on dla mnie. Radził mi, żebym coś ze sobą zrobiła, jak tak mi źle, więc to zrobiłam. W przedostatnim tygodniu zaproponował mi wyjazd do jego rodziny. Zgodziłam się i pojechaliśmy na 3 dni. Było naprawdę sympatycznie. Od razu o powrocie do domu, pojechałam do starszego brata. Jechaliśmy z jego znajomymi do Katowic na jedno show. Było CZADERSKO. Takie coś to ja lubię. W międzyczasie dostałam od jego kolegi mały bukiecik kwiatów. Jeju, jak mi było wtedy miło. Poczułam się taka piękna. To głupie... ale dawno się tak nie czułam. Pamiętam, jak czułam się słaba, bo Mateusz ciągle o tych blondynkach... ale staram już się nie myśleć o tym. Ten bukiet dał mi do myślenia. Jestem młoda, a mężczyzn jest wielu i każdy jest inny. Na koniec miesiąca strasznie pokłóciłam się z Mateuszem. Stwierdził, że wie już, że chodzenie do kina jest dla mnie ważne, więc mnie wziął do kina. Nie chodziło o ważność... Chodziło o to, że chociaż raz mógł mnie wziąć, jak już tak jednak chętnie do niego chodzi z innymi. No, ale. Wkurzyłam się niemiłosiernie na niego. Pisalam mu, że już nie musi mnie brać do kina, że nie chce, ale on teraz sie opamiętał... Prawdopodobnie zbyt ostro zareagowałam, bo wkurzyłam się o to i nie odzywałam się resztę dnia, ale chłopak naprawdę potrafi nieźle zaskoczyć. Ja nie wiem.. Muszę mu pisać na kartce, co jest dla mnie ważne? Nie domyśli się po ciągłym gadaniu np. o kinie i takim "nie mam z kim isc,hmm, chyba pojde sama". Lol XD. No, ale dobra. 3 dni nie pisaliśmy jakoś, a wcześniej kłótnia i pisał wiele słów, bolesnych, które utkwiły mi w pamięci i nie wiem, co myśleć. Było drętwo. Teraz jest dobrze. Całkiem dobrze. Straciłam dla niego głowę, myślałam, że on dla mnie też, ale chyba raczej nie. No i pytanie: po co ja w takim razie jestem z nim? Sama nie wiem... Nic nie wiem. Dlaczego miłość jest taka skomplikowana? Czym właściwie jest miłość?

Wrzesień.
No to początek roku szkolnego. Wyrwałam Mateusza na zakupy i kupiłam cudowne buty *-*, a wczesniej zrobiłam zakupy... jakaś bluzka, etc. - żałuję. Mama ma teraz okropne wydatki na te pieprzone książki, aż mi żal dupę ściska o te zakupy... Jest tak mało kasy...
Kolejne dni w szkole zapowiadają się pracowicie i to cholernie. Boję się, ale póki co mam miłe odczucie w sobie, tak po prostu. Czuję się póki co dobrze. Strasznie nie lubię lekcji angielskiego, są okropne. Ciągły stres, że aż porażka...
Rodzice zaczęli ze sobą rozmawiać. W sierpniu pokłócili się o Krzyśka. Tak bardzo, że nie rozmawiali chyba z 3 tygodnie ze sobą. Było okropnie. Mówiłam o tym Mateuszowi, a on powiedział, że przejmuję się gównianym kinem bardziej niż nimi. Zabolało. Znowu usprawiedliwiał się moimi zwierzeniami. To stworzyło jakąś blokadę przed zwierzaniem się mu. Pewnie jak mu to bym powiedziała, to by powiedział "nie ufasz mi, aha, to po co jestesmy" , no, ale czy on nie widzi, że sam jest sobie temu winien? Jestesmy po to, żeby było wesoło. On lubi wesołe momenty, więc. Rodzice zawsze się kłócą... a on jest dla mnie ważny tak samo. Kino = on, więc, o co chodzi... Nie chcę już myśleć o tamtych złych momentach. On nie stara się domyślać, trudno, taki już jest. Z czasem wyjdzie, co to będzie, co to było. Póki co, ja jakby wszystko buduję w sobie na nowo.

czwartek, 3 lipca 2014

Od 11 czerwca do 3 lipca, do dzisiaj.

Czerwiec 
   No to po kartkówce z geografii - 5. Sprawdzian z matmy poprawiłam na 3, a był trudniejszy niż normalny ;x. Fizykę napisałam na 3 i mam na koniec 3! Chemia napisana na 5. Średnia końcowa ponad 4,0. Ok xD.
   30 czerwca skończyła się nasz 8 letnia przyjaźń. Prosiła o spotkanie, a ja wreszcie napisałam, co myślę. Rozmawiałam trochę wcześniej z Mateuszem i polecił mi to... Żebym nie dawała tak sie dymać. Nie chcę zadawać się z nią. Skrzywdziła mnie tak mocno. To przez nią jestem w takim stanie... Zmieniła się w straszną osobę. Nie poznaję jej. Może nigdy nie znałam... Była dla mnie wszystkim,wszystkimi. "Jak stracisz, to docenisz'' - i zauważyłam, ile dla mnie znaczyła. Z jednej strony może po prostu nie pasowałyśmy do siebie, ale z drugiej tak wiele razem przeżyłyśmy. Mogłam jej zaufać w 150%. Teraz nikomu nie mogę. Staram się zaufać Mateuszowi, ale to tak szybko nie działa... Nie w rok, nie z moim charakterem. Trzeba na to zasłużyć. Jednak wychodzi na to, że nawet 8 lat nie wystarczy. Ludzie zaskakują. Tego samego dnia pisałam z Mateuszem. Najpierw sprzeczka z Magdą, potem z nim. Tak ciężko...On też mi musiał dowalić. Kolejny, który myśli, mówi, że chce dobrze, a wychodzi na odwrót... Cudownie. I słuchaj potem takiego w spokoju... Kolejny krzywdzi mnie słowami... nie do końca przemyślanymi, ale się nie przyzna. Tak się potłumaczy, że aż gubi, a ja ciągle słucham... i wiem, co i jak.
   Zaprosił mnie ostatnio do kina, a właściwie jego koleżanka. Bardzo chciała mnie poznać, a więc powiedziała mu, żeby mnie wziął ze sobą. No to opowiedział mi o ich tradycji, jak chodzą w każde wakacje do kina i jej chęciach. Zdziwiłam się. W sumie zamurowało mnie. Ciągle mi mówił, że kino jest takie do dupy, to uwierzyłam. Tyle razy chciałam mu zaproponować jakieś kino... ale jak nie lubi, to co mogę. Zresztą zawsze dziwił mnie fakt, że nigdy mnie tam nie zaprosił. Nawet raz... Bał się, że będzie musiał za mnie płacić? Sama bym mogła za siebie zapłacić. Byleby z nim iść na te moje ukochane filmy...No, ale w każdym razie chyba tylko mi tak narzeka na to kino ;x, bo z koleżankami to nawet ma kinowe tradycje. Smutnie.. Ale co ja mu mogę powiedzieć. Zaraz będzie, że zazdrosna. Może i trochę... no, ale, żeby być ze sobą rok czasu i nie być nigdy w kinie? Dziwnie... W ogóle był w kinie z tą kinie koleżanką w zeszłe wakacje. Myślałam, że to jakaś studentka, ale jednak nie. Zdziwiłam się. W takim razie niewiele o niej wiem, albo on niewiele chce o niej mówić..

Lipiec
   No to wakacje. I co ja mam robić? Chodzę na korki z matematyki i fizyki. Dzisiaj miałam pierwsze zajęcia z fizyki. Było genialnie. Facet tłumaczy doskonale! I jest sympatyczny, to też spoko. Jednak i tak się tym jakoś nie cieszę. Zostałam sama. To znaczy bez ludzi, którzy kiedyś byli. Byli... Teraz moim wszystkim, całkowicie wszystkim jest Mateusz. Mam nadzieję, że tego nie spieprzy... Ja nie chcę spieprzyć, bo ta cała sytuacja już mnie dołuje. Jestem zmęczona i załamana. Zastanawiam się czasem, dlaczego to mnie spotkało. Może to kara? Może to nauka? Nie wiem... Ale to wszystko boli. Nie chcę, żeby i on mnie zostawił... Po roku czasu naprawdę go polubiłam. Tak bardzo... A teraz wyjeżdża na 3 tygodniowe wakacje. Prawie cały miesiąc... Tak długo sama... Tak długo będę za nim tęsknić. Tęsknie jak jest, jak go nie ma - zawsze.  Może jednak moja internetowa koleżanka Natalia mnie wesprze. Oby. Jest naprawdę świetna. Chcę jej potrzebować.
  Mateusz był z tą koleżanką w kinie. Myślałam, że to była jakaś koleżanka ze studiów. Może się jednak okazać, że to jego była dziewczyna, przez którą ciągle ma opory, aby mówić do mnie po imieniu. Ale tego dowiem się w niedzielę. Jeżeli to się potwierdzi, to w takim razie wyjdzie, że ukrył przede mną ten fakt. Dlaczego? Nie wiem. Ale może i słusznie, bo to dziwne. Tak niby by się pogodzili, spotykają się w wakacje, ale on jednak nie mówi do mnie po imieniu. Czyżby i nawet kino zarezerwowal tylko dla niej? Fakty dziwnie mi się sklejają. Wiem parę rzeczy, o których on nie całkiem wie. W sensie wiem więcej niż jemu się wydaję. Przeraża mnie to wszystko.. Co jeżeli on coś do niej czuje? Ciągle... A ja? A mnie znowu kolejna osoba oszukałaby, tak wazna... Rok. Ten rok okazałaby się pasmem zakłamanych mysli. Przekonam się w niedzielę. Jednak nie mam dobrych myśli. Dlaczego już czuję, że to będzie porażka...
is anybody here? please, write to me. i need help. i need yours words.

wtorek, 10 czerwca 2014

Od maja do 10 czerwca.

Maj. 
Rozpoczęły się matury. W szkole było luźnie. Na lekcjach ciągle były zastępstwa. Majówka. Byłam na rekordach Guinessa. Mateusz z kolegą z Warszawy wziął gitary i poszli grać - rekord pobity. Pamiętam, że zaczęło wtedy lać, jak z cebra. Padało, ale wszyscy grali. I tak to było. Zgadałam się z Magdą. Dałam jej szansę, już ostatnią. Nie działa to wszystko do teraz.. Jest dziwnie, oddalamy się od siebie. Ona jest dziwna. Chamska dla mnie jak nigdy. Mówi ciągle głupoty... może taki wiek. No nieprzyjemnie w każdym razie. Maj zakończył się sprawdzianikiem z biologii. Udało się na 5!

Czerwiec. 
Czerwiec ani trochę nie jest super. Jest okropny. Bałam się, że nie zdam z matematyki, ale zdaję. Dzisiaj poprawiałam jedynkę, pierwszy raz w tym toku szkolnym. Starałam się zrozumieć ten materiał... Tak bardzo. Przecież chodzę na korki do p.Michała. On mi wszystko genialnie tłumaczy...Ale nie... Matematyczna musi zawsze coś dowalić... Nie widzi, że problem nie jest w nas, a w jej nieumiejętności tłumaczenia? Zapierdziela. O fizykę też się bałam. Głupia dostałam 1+ ze sprawdzianu, bo nie zauważyłam zadań... a mialałbym 3 i na koniec roku też! Tak muszę iść w poniedziałek i poprawiać... We wtorek geografia... Kartkówka, ale boję się jej... Nie mogę dostać jedynki ani dwójki, najlepiej cztery i będzie ok, żeby utrzymać to 3. Jutro kartkówka z chemii. Też się boję. Niby się uczyłam, ale jednak wiem, że nic nie wiem... Da kartkę, zamuruje mnie, spanikuje,będzie 3 i 3 ,nie daj Boże, na koniec roku... Tak starałam się. Ciągle sie staram, uczę...I wszystko na przekór. Tyle przeciwności. Czuje się głupia...Im dłużej jestem w tej szkole, tym bardziej załamuję się. Teraz to już w ogóle mam stan depresyjny, ale ciągle uśmiech...
To tak żałosnie brzmi, to, co piszę, ale tak jest. Chcę komuś pomarudzić, wygadać się, chcę współczucia i pomocy. Nie mam przyjaciół... Takich prawdziwych. Nie mogę z nikim szczerze porozmawiać. Chciałabym z Mateuszem, ale to jakoś nie działa, jest wtedy głupkowato, on dziwne słowa mówi... Ostatnio się zwierzyłam, bo bardzo mnie dołowała matma, to w sumie mnie pojeżdżał jeszcze. Wszystko mnie dojeżdża... Mam kompleksy. Tyle ładnych koleżanek w klasie, każda tak ładnie ubrana, a ja.. a ze mnie już cisną, że ciągle chodzę w czarnym... Ani ładna, ani brzydka nie jestem. Taka średnia, że aż gówniana. Nie czuję się dobrze w swojej skórze... Nie mam bodźców do poczucia się piękną. Nie mogę przestać dołować się faktem, że one potrafią tak ładnie wyglądać, a ja tylko czarne i czarne, nic dziewczęcego. Byłam na 3-4 zakupach i na żadnych nic. Przymierzałam sukienki i przymierzałam i w każdej okropnie. Nic nie ma dla mnie... jestem nieforemna. Nie chcę już nosić okularów. To one nie pasują. Moja twarz nie pasuje. Nic nie pasuje.. Jestem zwykła. Chciałabym ładną sukienkę, ale tak jej chce, że już wiem, że jej nie będę mieć. W piątek może pojade z mamą na zakupy. Może coś kupię. Może kupimy mi soczewki. Dzisiaj znalazłam ładny makijaż dla mojego oka. Pomalowałam, a mama zobaczyła. Mówiła, że ładny. Jutro pójdę bez okularów.
Chciałabym poczuć się ładnie...
jestem bez emocji. żyję automatycznie.
nie mam przyjaciół.
nie mogę z nikim porozmawiać, wszyscy mnie zlewają.
brzydko się ubieram.
źle wyglądam.
nie lubię swojej twarzy.może to taki wiek depresji... pewnie przejdzie... ale i tak boli mnie najbardziej, to jak zamknęłam się na świat. jest przy mnie tylko Mateusz. jednak czasem wydaje mi się, że jemu pasuje, kiedy mało mówię i nie lubi dużo słuchać, wiec mało mówię...
powiedział, ze nie zobaczymy się w ten weekend. ciągle go przytulałam, tak na zapas. pytał, czy było mi smutno. powiedziałam: nie. kłamałam. jest mi bardzo smutno. nikogo przy mnie nie ma. nikt się mną nie interesuje. nikt nie chce mnie wysłuchać, tylko ja mam każdego.
chcę coś zmienić w życiu...ale to się nie udaję, nie uda.