czwartek, 5 listopada 2015

Listopad 2015

5.10.2015Listopad.
Rok temu zaczęłam nowe życie. Zmieniło się wszystko. Jestem zupełnie inną osobą.
Nie czuję już presji szkoły, przyzwyczaiłam się do ciężkiej roboty. Niedługo matura. Skusiłam się na korki powtórzeniowe z chemii. Pomogły. Zaczynam umieć więcej; poznaję ją bardziej i zaczynam lubić.
Rok temu założyłam konto na jednym portalu randkowym, chyba rok temu. Nie pamiętam, było ich za dużo. Zaczęłam pisać z różnymi ludźmi - facetami. Pierwsze, drugie... dziesiąte spotkanie, totalnie bez zobowiązań. Tak było. To było dobre. Pomogło mi. Czułam się totalnie sama. Nikogo przy mnie nie było. Nikt nie chciał mnie wysłuchać. Pocieszałam się nimi. Nikt tego nigdy nie zrozumie. Będziecie mieli mnie za nieszanującą się dziewczynę, ale ja po prostu nie miałam wyjścia.
To był jedyny sposób, żeby poczuć się ważną. Jeden napalony facet, czekający na mnie cały tydzień. Cudowne. Czułam się ważna.
W maju poznałam kogoś. Znowu bez zobowiązań, ale nagle wyszło, że jednak mogą być jakieś zobowiązania. Cudowny był, ale jednak tylko lubił mnie za to, że go akceptuje; rozmawialiśmy jedynie o nim. Moje wnętrze jak nigdy nie zostało przejrzane przez nikogo, tak nadal nie było. Wyjechał z kraju - po problemie.
Wakacje. Zaczęłam znowu przyjaźnić się z Magdą. Błąd. Jest totalnie durna. Nie lubię jej. Całe życie była postrzegana przez ludzi jako aniołek, a ja byłam tą złą. Jest wredną, plotką, która nigdy nie zasługiwała na moją przyjaźń. Potrafi tylko obrabiać dupę. Dotarło to do mnie po 10 latach.
Od sierpnia do października spotykałam się z jednym takim muzykiem. Poznałam go na jakimś koncercie; byłam pijana. Durna plotkara namówiła mnie na alkohol. Już się z nim nie spotykam. Było śmiesznie, ale miał na mnie totalnie wyrąbane. Wiedział, że ma jedną jedyną szansę, a i tak nie odprowadził mnie w nocy do domu, więc kij mu w dupę.
Poznałam Romana. Praktycznie codziennie piszemy ze sobą smsy. Mieszka 100 km ode mnie, trudno się spotkać, ale w końcu się spotkamy, niedługo. Piszemy o wszystkim i o niczym. Nie odkrywa mojego wnętrza, ja nie odkrywam jego, nie zostanie moim przyjacielem. Nie wiem, czego chce ode mnie. Nie słucha mnie za dobrze, ale lubię, kiedy odpisze mi długą wiadomością na wiadomość. Nie wiem, czy dąży do przyjaźni czy czegoś więcej, nie wiem. Nie piszę m u o jakichś moich miłosnych przygodach.
Znowu jest źle. Znowu czuję się totalnie sama. Teraz jestem zupełnie sama. Nie mam przyjaciół. W domu nie mam wsparcia, czuję się jak zwierzę w hodowli, tylko mnie utrzymują i karmią. Nie wiem, jak wygląda normalna rodzina, albo chociaż trochę bardziej normalna. Nie wiem, jak dogaduje się małżeństwo, nie widzę tego w domu. Niedługo święta, a ja już wiem, że mój ojciec będzie naburmuszony i żadnych świąt nie będzie, albo będą, ale totalnie do dupy.
Nienawidzę tego, co jest wokół mnie. Nikt nie traktuje mnie poważnie. Nikt nie troszczy się o jakieś spotkanie ze mną, nie nalega. Mężczyźni. Zaczynamy kręcić i oni momentalnie zaczynają się o mnie nie starać. Nie chcę być wredna i rzucać się o wszystko. Dlaczego po prostu nikt nie może obiektywnie mnie szanować i być? Zazdroszczę innym dziewczynom szczęścia. Z dnia na dzien jestem coraz bardziej smutna i wredna. Nie mam ochoty wychodzić do ludzi. Chodze na koncerty, lubię muzykę, odpręża  mnie, wyciska emocje ze mnie. Z nią jest lepiej. Lubię patrzeć na ludzi z pasją. Tak jest lepiej.
Kurwa, jestem tak cholernie sama, smutna. Nie mogę z nikim porozmawiać. Czuję się żałośnie.
Chciałabym kiedyś wychować dwoje ludzi. Nie wiem, czy do tego dojdzie. Im częściej myślę, że nie popiję tych cholernych tabletek alkoholem, tym bardziej zaczynam myśleć, że jestem jednak zdolna do tego.
Ale lubię życie. Bardzo. Lubię ludzi. Ale dlaczego tak bardzo wy mnie nie zauważacie? Czuję się jak duch, jestem duchem.
Mamo, przepraszam, że ciągle do Ciebie krzyczę i wyżywam się na Tobie. Kocham Cię, ale nigdy się nie dogadamy. Jesteśmy inne. Ja jestem totalnie smutna. Nie mam sił odpowiadać Ci na banalne "co tam w szkole". Szkoła to nie wszystko.
Jeżeli umarłabym, to gniewaj się i nie smuć, widocznie to był jedyny sposób na moje szczęście. Ja sobie nie poradziłam ze światem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz